Dla klarowności – nie tylko my tak uważamy. Znaczna część polityków PiS jest przekonana, że prezes Jarosław Kaczyński całkowicie „odleciał”, a akcje takie jak przepychanki ze Strażą Marszałkowską, naznaczone emocjami, przemocą i epitetami, tylko szkodzą partii. Trudno nie przyznać im racji. Nawet jeśli po nieudanej próbie wprowadzenia Kamila Kamińskiego i Macieja Wąsika do Sejmu, Kaczyński sam doświadczył politycznego kaca, to jednak obserwujemy wszystkie jego działania, a ta żałosna operacja nie była przypadkiem. W ostatnich dniach Kaczyński oświadczył, że obecna władza jest gotowa do politycznych „zabójstw”, porównując Donalda Tuska do Hitlera i twierdząc, że są podstawy do naukowego badania związku między homoseksualizmem a pedofilią. Prezesowska codzienność jest smutnym obrazem.
Przyznamy szczerze, że wcześniej znaliśmy od polityków PiS cały scenariusz ataku na Sejm. Opowiedzieli nam wszystko – godzinę i miejsce zbiórki, strategię ataku, w którym Kamiński i Wąsik mieli pełnić rolę „żywych tarcz”. Zapewnili nas również, że nic z tego nie będzie, i po awanturze odstąpią od natarcia na Sejm. To wszystko sprawdziło się do joty.
Podczas tych rozmów usłyszeliśmy również, że „ten cyrk trzeba skończyć”, bo jeśli awantura wokół Kamińskiego i Wąsika będzie się przedłużać, to zaszkodzi partii w obecnej podwójnej kampanii wyborczej – do samorządów i Parlamentu Europejskiego.
Spróbujmy jednak zrozumieć PiS przynajmniej w kwestii rzymsko-spartańsko-partyzanckiego kabaretu wprowadzania Kamińskiego i Wąsika do Sejmu. W końcu prezes Jarosław Kaczyński wielokrotnie zapowiadał taką operację, więc nie miał wyboru, musiał ją zagrać, spełniając marzenia swojego najtwardszego elektoratu. Ale więcej takich prób nie będzie, bo PiS nie zyskuje politycznie na rozróbach – tak osobiście uznał Kaczyński.
Problem polega na tym, że ta wielka, wybitna wręcz przenikliwość Kaczyńskiego w ogóle nie ma zastosowania wobec jego samego. To przecież on po wyborach obrał kurs na radykalizm, który prowadzi PiS na manowce. Wystarczy wspomnieć, że wieczorem po nieudanym ataku na Sejm Kaczyński zwołał naradę w partyjnej centrali i oznajmił swoim ludziom, że to była wizerunkowa porażka. A już następnego dnia oznajmił w Sejmie: „Ze strony tej władzy, która nieustannie łamie prawo, można się wszystkiego spodziewać, nawet politycznych zabójstw”.
Pielęgnujemy coraz to głupsze wypowiedzi prezesa z ostatnich lat, ale nasze archiwum szybko pęcznieje. Zarchiwizowaliśmy choćby niedawną wypowiedź o tym, że Mariusz Kamiński był w więzieniu torturowany i było to osobiste działanie Tuska. Mamy także najświeższą teorię Kaczyńskiego, że Tusk jest po prostu niemieckim agentem.
Ale nawet nas zaskoczyła wypowiedź Kaczyńskiego – zarówno porównanie Tuska do Hitlera, jak i wywody obyczajowe, jak na temat homoseksualizmu i pedofilii. To mało, że jest to szkodliwy nonsens, jest to nawet niebezpieczne.
Politycy PiS oficjalnie robią co mogą, aby usprawiedliwić prezesowskie bzdury. Najnowsza moda to opowiadanie, że prezes po prostu ostrzega przed czarnymi scenariuszami, wskazuje na ryzyka i zakreśla granice.
Nieoficjalnie jest jeszcze gorzej – politycy PiS przyznają, że Kaczyński obrał kurs na polityczne szaleństwo, które może zredukować poparcie dla partii do prawicowego ekstremum.