W nocy w bazie Andrews pod Waszyngtonem wylądowała polska delegacja na czele z prezydentem Andrzejem Dudą. Razem m.in. z wicepremierem i szefem MON Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem i szefem MSZ Radosławem Sikorskim głowa państwa weźmie udział w rozpoczynającym się dziś szczycie NATO, którego głównym tematem będzie Ukraina. Wbrew nadziejom Ukraińców Kijów nie usłyszy teraz zaproszenia do paktu. Nad szczytem będzie też unosić się cień Donalda Trumpa.
Korespondencja z Waszyngtonu
— Wołodymyr Zełenski wyglądał źle. Widać jakie piętno odcisnęła na nim wojna. W trakcie spotkania z Tuskiem co chwilę zaglądał w telefon i zapewne odbierał meldunki na temat tego, co się dzieje w Kijowie po atakach rakietowych na miasto. Absolutna tragedia. Ukraińcy w trakcie rozmowy dali nam do zrozumienia, że takie uderzenia w dniu, kiedy podróżuje do Waszyngtonu przez Warszawę, to nie jest przypadek – słyszymy od ważnego urzędnika, który relacjonuje nam rozmowę ukraińskiego przywódcy z premierem i ministrami w polskiej stolicy.
Później prezydent Ukrainy spotkał się z Andrzejem Dudą. Po rozmowie wsiadł do samolotu na warszawskim lotnisku wojskowym i odleciał za ocean. Kilka godzin po nim w tę samą drogę udali się polscy oficjele na czele z prezydentem. Cel podróży ten sam — Waszyngton i szczyt NATO.
— W Waszyngtonie będzie jatka — mówi nam jeden z urzędników i po chwili się uśmiecha, bo na razie nie zanosi się jednak na polityczną bijatykę. Naszemu rozmówcy chodzi o potężne upały, jakie nawiedziły amerykańską stolicę akurat w czasie, gdy nad Potomak zjeżdżają oficjele z całego świata. W dniu rozpoczęcia jubileuszowego szczytu NATO w stolicy USA ma być aż 38 st. C.
Na razie gorąca atmosfera nie udzieliła się polskiej delegacji, choć to pierwszy od półtorej dekady szczyt Paktu Północnoatlantyckiego w warunkach koabitacji, czyli w sytuacji, gdy prezydent i rząd reprezentują przeciwne obozy polityczne. Jeszcze przed wylotem do Stanów Zjednoczonych prezydent Andrzej Duda zwołał Radę Bezpieczeństwa Narodowego, na której pojawili się m.in. premier, a także ministrowie spraw zagranicznych, obrony oraz przedstawiciele pozostałych klubów parlamentarnych.
— Było naprawdę spokojnie. Nikt się z nikim nie pokłócił, nie było złośliwości. Akurat w sprawach bezpieczeństwa myślimy tak samo – słyszymy od jednego z polityków, który uczestniczył w posiedzeniu RBN.
— Gdybym miał porównać atmosferę tego spotkania z posiedzeniem, jakie odbyło się kilka miesięcy temu, to powiedziałbym, że to jak Niebo i Ziemia. Przedstawiciel Konfederacji delikatnie wyłamał się w pytaniach ze wspólnej linii, ale podkreślam: delikatnie – mówi nam nasz informator z Pałacu Prezydenckiego.
Zgrzyt wokół ambasadora
To o tyle istotne, że relacje rządu z prezydentem są fatalne. Obydwa pałace nie są w stanie się dogadać m.in. w sprawie obsady polskich placówek dyplomatycznych. Prezydent nie zgadza się z odwołaniem ambasadorów, którzy zostali mianowani jeszcze, gdy rządziło PiS. Chodzi m.in. o Tomasza Szatkowskiego, który był stałym przedstawicielem RP przy NATO.
Ten były wiceminister obrony w rządach Prawa i Sprawiedliwości oraz współpracownik Antoniego Macierewicza został odwołany z placówki. Szef MSWiA Tomasz Siemoniak poinformował, że Szatkowski wręcz nigdy nie powinien wyjechać do Brukseli, bo wątpliwości wobec niego ma jedna ze służb specjalnych. Toczy się w tej sprawie postępowanie. Szatkowskiemu odebrano certyfikat dostępu do informacji niejawnych.
Mimo to prezydent Andrzej Duda powołał go na doradcę społecznego i niewiele brakowało, by znalazł się w składzie polskiej delegacji na szczyt NATO. Przed wylotem szef gabinetu prezydenta Marcin Mastalerek ujawnił jednak, że wyjazd Szatkowskiego zablokował rząd.
— Po prostu przypomnieliśmy panu Szatkowskiemu, że wciąż jest pracownikiem służby dyplomatycznej i ma obowiązek stosować się do poleceń swoich przełożonych. Szczerze mówiąc, pan Szatkowski zachowuje się w tej sprawie trochę jak dziecko we mgle – słyszymy w MSZ.
To jednak był jedyny zgrzyt przed wylotem. No może jeden z dwóch. Prezydent Andrzej Duda, który w środku nocy czasu polskiego wylądował w bazie Andrews pod Waszyngtonem, na pokład swojej maszyny zabrał wicepremiera i szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza oraz szefa MSZ Radosława Sikorskiego.
Według „Gazety Wyborczej” obydwa resorty początkowo miały dostać zaledwie kilka miejsc w samolotach do Waszyngtonu (maszyny poleciały dwie, w tej drugiej podróżowali m.in. dziennikarze). Jednak ostatecznie – jak wynika z naszych informacji – w sumie w skład delegacji weszło ok. 20 przedstawicieli resortów obrony i spraw zagranicznych.
Niemcy blokują, Trump wywróci stolik?
Jednak to ma drugorzędne znaczenie. Ważniejsze jest to, że rząd kilka dni temu uchwalił stanowisko na szczyt NATO i prezydent nie zgłosił do niego żadnych uwag. Wiadomo, że Andrzej Duda ma w USA apelować do krajów członkowskich NATO o zwiększenie wydatków na obronność do 3 proc. PKB, jednak akurat tego nie ma w stanowisku rządu.
Na razie tylko ok. 1/3 członków paktu osiąga pułap 2 proc. Kluczowe w Waszyngtonie będzie oczywiście wsparcie Ukrainy. To, czego najbardziej oczekiwałby Kijów, w tym roku się nie wydarzy – nie będzie zaproszenia Ukrainy do NATO. I choć w tej sprawie padną deklaracje pomocy, przyszłość nie jest jasna.
Zwłaszcza że za kilka miesięcy prezydentem USA może zostać Donald Trump, który może chcieć wywrócić natowski stolik. Nie wiadomo też, czy nie będzie chciał wstrzymać przekazywania Ukrainie uzbrojenia i pieniędzy. W tej sprawie jasnego stanowisko nie mają Republikanie, których w amerykańskich wyborach ma reprezentować Trump.
— Prawda jest taka, że musimy się przygotować na najgorsze, czyli na to, że Donald Trump postanowi radykalnie zmienić relacje w pakcie. Oczywiście byłby to scenariusz rodem z filmu katastroficznego, ale decyzje, które teraz podejmujemy, muszą brać pod uwagę te realia. I muszą być możliwie najtrwalsze – słyszymy od jednego z polskich dyplomatów.
Jedną z decyzji, jakie zapadną w Waszyngtonie, będzie utworzenie w Bydgoszczy Centrum Analiz, Szkolenia i Edukacji NATO-Ukraina. Jeszcze na początku nie było jasne, że ta instytucja zostanie umieszczona w Polsce. – Blokowali nas Niemcy. W lutym na szczęście dali zielone światło – słyszymy od wysoko postawionego urzędnika MON.
Nasz rozmówca dodaje: — To będzie ważne miejsce wymiany doświadczeń. Nie chodzi tylko o szkolenie ukraińskich oficerów. Ukraińcy zdobyli tak bogate doświadczenie w realnym polu walki w ciągu tych ponad dwóch lat wojny, że mogą nam przekazać bezcenną wiedzę – słyszymy.