Policjanci mają dość miesięcznic smoleńskich. „Jedno dotyka nas szczególnie”
— Nikt z funkcjonariuszy nie chce uczestniczyć w zabezpieczeniach miesięcznic, bo ciągle jesteśmy o coś oskarżani. Za poprzedniej władzy słyszeliśmy, że jesteśmy „ZOMO-wcami” i „zdrajcami narodu”, teraz słyszymy „gestapo”, „pachołki Tuska” albo „bodnarowcy”. Wszyscy nas nagrywają, a potem wrzucają filmy do sieci. Ludzie, opanujcie się — apelują w rozmowie z Onetem stołeczni policjanci. Po ostatniej miesięcznicy znowu obie strony konfliktu oskarżają mundurowych o niewłaściwe działanie lub jego brak.
- W środę doszło do nocnej awantury przed pomnikiem smoleńskim, kiedy Jarosław Kaczyński postanowił zabrać wieniec, który go denerwuje. Interweniowała policja, która znów musiała zabezpieczać to miejsce
- — Fakt, że nie ma już tego, co wcześniej — nikt nie każe otaczać pomnika kordonem, legitymować każdego, kto ma transparent, nikt też nie organizuje kompromitujących akcji z wysięgnikiem. Ale wciąż wysyłani jesteśmy do zabezpieczania tych politycznych wieców — ocenia policjant z Warszawy
- — Być może w przekazie medialnym nie wygląda to najlepiej, kiedy „bohaterami” policyjnej interwencji są posłowie, do niedawna najważniejsze osoby w państwie. Niestety bywa tak, że „wybrańcom narodu” wydaje się, że mogą pozwolić sobie na więcej wobec policjantów — dodaje Rafał Jankowski, szef związkowców
- — Comiesięczne przepychanki to jest kwestia nastrojów społecznych, wzajemnych animozji i my, jako policja, na to wpływu nie mamy. Nie jesteśmy od tego, żeby oceniać zachowanie stron, tylko egzekwować prawo — podkreśla Katarzyna Nowak z KGP
W środę, 10 lipca, przypadła kolejna miesięcznica katastrofy smoleńskiej. W związku z tym przed upamiętniającym jej ofiary pomnikiem na pl. Piłsudskiego w Warszawie pojawili się politycy PiS, z Jarosławem Kaczyńskim na czele oraz aktywiści z przeciwnej opcji. Już rano miała tam miejsce ostra wymiana słów. Do większej awantury doszło tam jednak wieczorem, kiedy po godz. 22 politycy PiS wrócili pod pomnik.
Policjant do prezesa PiS: od tego są sądy
Tradycyjnie już chodziło o wieniec, który co miesiąc składa tam aktywista Zbigniew Komosa, z przyczepioną doń tabliczką z napisem: „Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który ignorując wszelkie procedury, nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Spoczywajcie w pokoju. Naród Polski. Stop kreowaniu fałszywych bohaterów!”. Prawo do składania go przyznał mu nawet sąd. Jednak wyjątkowo denerwuje to Jarosława Kaczyńskiego i innych polityków PiS, którzy co miesiąc niszczą tę tabliczkę lub zabierają cały wieniec.
Tak było i tym razem. Kiedy prezes PiS podszedł do wspomnianego wieńca, zasłoniła go jedna z aktywistek w koszulce z flagą UE. Obok pojawił się też policjant. — Panie pośle, nie wiem, co chce pan zrobić. Mam nadzieję, że nie zamierza dokonać pan żadnego czynu, który może okazać się czynem zabronionym — stwierdził funkcjonariusz. — Pan żartuje? A to nie jest czyn zabroniony? — zapytał Kaczyński, wskazując na wieniec Zbigniewa Komosy.
— Nie wiem. Są wyroki sądu, które twierdzą, że nie. Jeżeli uważa pan, panie pośle, że tak jest, może złożyć pan zawiadomienie do prokuratury, ewentualnie na komendzie — stwierdził policjant. — Nie widzę żadnego powodu, żeby tolerować tego rodzaju sytuacje — odparł prezes PiS.
Policjant starał się spokojnie i rzeczowo wytłumaczyć, czym to się skończy. — Panie pośle, jeżeli zrobi pan cokolwiek, zostanie sporządzona stosowna dokumentacja. Proszę pana, jeżeli uważa pan, że zostało popełnione przestępstwo, od tego są sądy, a nie my — stwierdził funkcjonariusz.
Na nic zdały się jednak jego prośby. Po kłótniach i przepychankach z aktywistami, politycy PiS ostatecznie i tak zabrali sprzed pomnika wieniec oraz drugą tabliczkę, która tym razem dodatkowo pojawiła się przed pomnikiem. Możliwe, że zostaną wobec nich wyciągnięte konsekwencje, bo jak powiedzieli nam stołeczni policjanci, sprawa jest w toku. Analizowane są m.in. filmiki z tego wydarzenia, które pojawiły się w sieci.
Policjant: może czasem warto odpuścić
Postanowiliśmy zapytać samych policjantów, co sądzą o tych awanturach przed pomnikiem smoleńskim, które odbywają się regularnie od lat. — Naprawdę mamy tego dość. Fakt, że nie ma już tego, co wcześniej — nikt nie każe otaczać pomnika kordonem, legitymować każdego, kto ma transparent, nikt też nie organizuje kompromitujących akcji z wysięgnikiem. Ale wciąż wysyłani jesteśmy do zabezpieczania tych politycznych wieców. Jedni przynoszą wieniec, drudzy go zabierają i nikt nie chce ustąpić. Myślę, że społeczeństwo też już jest tym zmęczone. Skończcie z tymi szopkami, jedni i drudzy — apeluje w rozmowie z Onetem policjant z Warszawy, z ponad 10-letnim stażem, który chce zachować anonimowość.
— Nikt z funkcjonariuszy nie chce uczestniczyć w zabezpieczeniach miesięcznic, bo ciągle jesteśmy o coś oskarżani. Za poprzedniej władzy słyszeliśmy, że jesteśmy „ZOMO-wcami” i „zdrajcami narodu”, teraz słyszymy „gestapo”, „pachołki Tuska” albo „bodnarowcy”. Wszyscy nas nagrywają, a potem wrzucają filmy do sieci i — zależnie od sytuacji — jedni albo drudzy zarzucają nam niewłaściwie działania, zbyt brutalne interwencje bądź ich brak. Ludzie, opanujcie się, wykonujemy po prostu swoją pracę — dodaje nasz rozmówca.
— Za poprzedniej władzy nasza formacja była skrajnie upolityczniona. Nie chcielibyśmy, żeby to się powtórzyło. Chciałbym, żeby nie angażowano nas w jeżdżenie za politykami i robienie za ich ochroniarzy. Nie jesteśmy od niańczenia ich, tylko od łapania przestępców — mówi nam inny funkcjonariusz ze stołecznego garnizonu, który również prosi o pozostawienie jego personaliów do wiadomości redakcji.
— Oczywiście mam świadomość, że musimy zabezpieczać też polityczne wydarzenia, tak, jak sportowe, muzyczne czy święta. Ale niektóre z kreowanych przez polityków wydarzeń naprawdę niczemu nie służą, oprócz „bicia piany”. A to angażuje duże środki policyjne. Bo to nie jest tylko kilku funkcjonariuszy, których widać na filmach w internecie. Wielu innych — oczywiście ze względów operacyjnych nie mogę mówić ilu — pozostaje w gotowości na wypadek większej awantury i nieprzewidzianych wydarzeń. Może czas wreszcie zdać sobie z tego sprawę. I może czasem warto odpuścić, niezależnie od tego, po której jesteś stronie — zaznacza nasz rozmówca.
Jankowski: emocje w tym przypadku mogą wymknąć się spod kontroli
O opinię w tej sprawie poprosiliśmy również Rafała Jankowskiego, przewodniczącego NSZZ Policjantów. — To jest dobra i jedyna decyzja, którą może podjąć Komendant Stołeczny Policji, kierując tam policjantów. Pomimo tego, że obydwie grupy nie zakładają, że dojdzie tam do konfrontacji, to jednak emocje w tym przypadku mogą wymknąć się spod kontroli i dlatego obecność policjantów jest niezbędna — tłumaczy w rozmowie z Onetem.
— Być może w przekazie medialnym nie wygląda to najlepiej, kiedy „bohaterami” policyjnej interwencji są posłowie, do niedawna najważniejsze osoby w państwie. Niestety bywa tak, że „wybrańcom narodu” wydaje się, że mogą pozwolić sobie na więcej wobec policjantów, a tak nie jest. Zgaduję też, że pewnie część czytelników pana redaktora chciałaby usłyszeć, że na przykład ktoś znokautował Błaszczaka, ale my tam jesteśmy właśnie po to, żeby do tego nie dopuścić. Trochę się dziwię, że akurat teraz temat powrócił, skoro praktycznie co miesiąc sytuacja się powtarza i nikt nie ma pomysłu, jak zakończyć ten spektakl — dodaje Jankowski.
Komenda Główna Policji podkreśla, że nie ma wyboru i funkcjonariusze muszą tam być. — To są legalne zgromadzenia cykliczne, zgłoszone wcześniej, więc niezależnie od tego, czy jest to miesięcznica czy obchodzenie jakiegoś święta, policja musi to zabezpieczać. To nie jest kwestia naszego wyboru, nieważne są koszty — prawo obliguje nas do zapewnienia bezpieczeństwa wszystkich osób, niezależnie od tego, w którym zgromadzeniu uczestniczą, jak również osób postronnych czy też np. do udrożnienia ruchu drogowego — podkreśla w rozmowie z Onetem mł. insp. Katarzyna Nowak, rzeczniczka KGP.
KGP: na nastroje społeczne nie mamy wpływu
— Comiesięczne przepychanki to jest kwestia nastrojów społecznych, wzajemnych animozji i my, jako policja, na to wpływu nie mamy. Oczywiście z powodu obecności dwóch antagonistycznych stron, na miejscu są nasi negocjatorzy czy zespoły antykonfliktowe. My, jako policja, nie jesteśmy od tego, żeby oceniać zachowanie stron, tylko egzekwować prawo. Jeżeli ktoś, nieważne kto, zabiera czyjś wieniec czy bije bądź opluwa, jesteśmy na miejscu, podejmujemy odpowiednie działania i wyciągamy konsekwencje wobec jednych czy drugich, jeżeli złamali prawo. Oczywiście idealnie byłoby, żeby jedni uszanowali drugich, ale my na nastroje społeczne nie mamy wpływu — dodaje.
— Jeżeli dochodzi na naruszenia prawa, tak, jak wczoraj, gdy auto polityków zaparkowane było w miejscu niedozwolonym, to — choć w internecie zarzucano nam bierność — podjęliśmy odpowiednie działania i wyciągniemy konsekwencje. Fakt, że policjanci, którzy zabezpieczają miesięcznice, mogliby zostać wykorzystani do innych zadań, których mamy sporo, np. do patrolowania bulwarów wiślanych. Ale muszą tam być, żeby studzić nastroje — tłumaczy rzeczniczka.
— Najbardziej dotyka nas jednak to, że później nas się opluwa w sieci, zarzuca nieporadność czy bierność. To jest niesprawiedliwe i krzywdzące. Bo potem zazwyczaj okazuje się, że policjanci byli na miejscu, zareagowali, ukarali mandatem tego, który popełnił wykroczenie, niezależnie od tego, czy jest z prawej czy z lewej strony — podsumowuje Katarzyna Nowak.