Prof. Jerzy Bralczyk odniósł się do burzy, jaką wywołały jego słowa na temat „zdychania zwierząt”. — Być może taka żywa, emocjonalna reakcja wynika z tego, że słowo „zdychać” jest na tyle już postrzegane negatywnie, że bardzo trudno wielu ludziom, którzy są przywiązani do swoich zwierząt, przyjmować je jako neutralne — powiedział w rozmowie z PAP. Językoznawca odniósł się także do kwestii używania feminatywów. — Dajmy językowi się rozwijać, ale nie głośmy chwały feminatywów, bo przecież nie na tym polega nasz stosunek do płci — ocenił.
- W rozmowie z PAP Jerzy Bralczyk ocenił, że „zdziwiło go przede wszystkim zainteresowanie językową tematyką, co przypisywałby dużej mierze sezonowi ogórkowemu”
- — Jednak od pewnego czasu już nie śledzę tego dyskursu, choć mogę sobie wyobrazić i argumenty, i inwektywy, które są w nim używane — dodał
- W rozmowie poruszono także temat feminatywów. — To także jest kwestia w znacznej części estetyczna i emocjonalna, bo w końcu wyrazy niczemu nie są winne. Natomiast pełne zrównanie rodzajów się nie uda i takie zaimki jak „ktoś” pozostaną rodzajem męskim — ocenił językoznawca
O słowach prof. Jerzego Bralczyka było głośno w ostatnim czasie. Zdaniem znanego językoznawcy „pies nie umiera, a zdycha”. — Nie pasuje mi tak samo adoptowanie zwierząt — mówił na antenie TVP Info.
W rozmowie z PAP ocenił, że „zdziwiło go przede wszystkim zainteresowanie językową tematyką, co przypisywałby dużej mierze sezonowi ogórkowemu”. — Ale to, że ludzi interesują sprawy językowe, cieszy mnie, natomiast hejt jest równoważony wyrazami poparcia, które też postrzegam w internecie. Jednak od pewnego czasu już nie śledzę tego dyskursu, choć mogę sobie wyobrazić i argumenty, i inwektywy, które są w nim używane — dodał.
Profesor ponownie odniósł się do słowa „zdychać” w kontekście śmierci zwierząt. — Być może taka żywa, emocjonalna reakcja wynika z tego, że słowo „zdychać” jest na tyle już postrzegane negatywnie, że bardzo trudno wielu ludziom, którzy są przywiązani do swoich zwierząt, przyjmować je jako neutralne. Ja jestem, jak już podkreślałem wielokrotnie, reprezentantem dawnego pokolenia, dla którego jest ono normalnym słowem — powiedział prof. Bralczyk.
— Natomiast w mniejszym stopniu uważam odejście od słowa „zdychać” za naganne, co używanie słowa „umierać” w odniesieniu do zwierząt. To mi się nie podoba, tak jak nie podoba mi się używanie słowa „osoba” w odniesieniu do zwierzęcia, tak jak nie podoba mi się „adoptowanie” zwierzęcia. Adopcja jest bardzo szczególnym rodzajem działania i procesu zarezerwowanym dla ludzi. Jeśli ktoś nie chce używać słów w jego odczuciu nacechowanych negatywnie, jak „zdychanie” – proszę bardzo, ale proponowałbym odejście od tych nadmiernie je uczłowieczających — dodał.
„Dajmy językowi się rozwijać, ale nie głośmy chwały feminatywów”
W rozmowie poruszono także temat feminatywów. — To także jest kwestia w znacznej części estetyczna i emocjonalna, bo w końcu wyrazy niczemu nie są winne. Natomiast pełne zrównanie rodzajów się nie uda i takie zaimki jak „ktoś” pozostaną rodzajem męskim — ocenił językoznawca.
Prowadząca wywiad Mira Suchodolska zwróciła uwagę, że jeśli ktoś chce mówić „chirurżka”, to ma do tego prawo. — A jak pani sądzi jak znaczna to część? Myślę, że może być jakieś 3 proc. mężczyzn i 17 proc. procent kobiet — tak bym stawiał. I jestem przekonany, że większość kobiet wolałaby być chirurgami. Wszystko jest ideologią, ale urzędowe, administracyjne wpływanie na język zewnętrzny jest ingerencją szczególnie niepożądaną. Dajmy językowi się rozwijać, ale nie głośmy chwały feminatywów, bo przecież nie na tym polega nasz stosunek do płci — odpowiedział prof. Bralczyk.