Musiały minąć dwie dekady, żeby policjanci i prokuratorzy znaleźli sprawcę brutalnego gwałtu tamtej sierpniowej nocy, choć po roku od ataku i duszeniu Agnieszki śledczy umorzyli dochodzenie. Nie byli w stanie ustalić, kto jej to zrobił. Po 19 latach do sprawy wrócili policjanci z podlaskiego Archiwum X. Przeanalizowali zeznania świadków i sporządzili kilka portretów pamięciowych z uwzględnieniem progresji wiekowej. W 2021 r. dzięki badaniom genetycznym wreszcie namierzyli gwałciciela, który od 15 lat ukrywał się w Anglii. Rok później został deportowany do Polski, gdzie wreszcie usłyszał prokuratorskie zarzuty. Proces był krótki.
- — Mogło tak być, że nigdy nie dowiedzielibyśmy się, kto zabił Agnieszkę D. Przez prawie 20 lat policjanci i prokurator szukali sprawcy. Mieli tak dużo: jego profil DNA, a sprawcy nie było. Minęło ponad 21 lat, zanim Mariusz P. zasiadł na ławie oskarżonych — wygłasza w mowie końcowej prokurator z białostockiej okręgówki. Domaga się dożywocia
- Oskarżony od początku nie przyznaje się do winy i odmawia złożenia wyjaśnień. Jest obecny tylko na pierwszej rozprawie
- — Ja mu już przebaczyłam — zeznaje matka Agnieszki. — Ale chciałabym go zapytać, dlaczego to zrobił? — niestety nie słyszy odpowiedzi
- Sąd skazuje gwałciciela i zabójcę pielęgniarki na 25 lat więzienia, z możliwością ubiegania się o wcześniejsze zwolnienie dopiero po 20 latach. Rodzicom zasądza zadośćuczynienie po 150 tys. zł. Wyrok nie jest prawomocny
13 grudnia 2022. Początek końca
Odwraca się tyłem do ław świadków i obserwatorów. Przodem jest skierowany do ławy sędziowskiej. Wzrok ma wbity w podłogę, ciało pochylone, łokcie oparte na kolanach. Czasami ukradkiem zerka na bliskich ofiary, którzy podchodzą do mównicy i zeznają. Głowę podnosi, kiedy słyszy zadawane mu pytania sędziego.
Na widowni niedużej sali sądowej jest kilkanaście osób. Rodzina, świadkowie i dziennikarze. Jedynym postronnym obserwatorem jest dawny pracodawca Mariusza P., który nie wierzy w jego winę. Proces właśnie się zaczyna. Po 21 latach, trzech miesiącach i niespełna 27 dniach od zbrodni. Na kolejnych rozprawach gapiów jest już coraz mniej.
Bez wyjaśnienia
Zgromadzeni w sali dziennikarze lekko wstrzymują oddech. Spodziewali się takiego wniosku. Ich obecność w procesie przez chwilę staje się niepewna. Głęboki wdech. Sędzia przewodniczący Sławomir Cilulko oznajmia, że skład orzekający nie podziela argumentów obrony i nie uwzględnia jej wniosku. Po chwili ciszy słychać tylko głos prokurator Agnieszki Kalisz-Kapelko, która podaje do publicznej wiadomości treść aktu oskarżenia. Echo jej słów unosi się w górę, wiruje pod sufitem i opada na drewniane ławy w kolorze orzecha, gdzie kurczy się jeszcze bardziej 44-letni mężczyzna w szarym dresie.
— Chcę skorzystać z prawa do odmowy składania wyjaśnień — to ostatnie z nielicznych słów oskarżonego, jakie padają na sali sądowej. Wcześniej odmawia odpowiedzi na jakiekolwiek pytania. Do zgwałcenia i zabójstwa Agnieszki nigdy się nie przyznaje. Na kolejnych czterech rozprawach już się nie pojawia. Czy czuje się winny? Czy jest mu wstyd? Czy ma wyrzuty sumienia? Tego nie wiemy.
16 sierpnia 2001. Wieczór
Kiedy docierają do przystanku, Joanna zapala papierosa. Zaczepia je dwóch dobrze zbudowanych, wysokich mężczyzn. Jeden w granatowej koszulce polo, drugi w białym podkoszulku. Proszą o papierosa. Śledczym nigdy nie udaje się ich zidentyfikować.
W tym dniu Agnieszka kupuje sobie nowe beżowe buty ze wzorem wężowej skóry, którymi chwali się rodzicom. Ma je wtedy na sobie. Jest ubrana w zieloną bluzkę i fioletowo-różową spódnicę. Ma 30 lat, a mężatką jest od dwóch. Od pewnego czasu mieszka z rodzicami, bo w jej małżeństwie coś się popsuło. Dochodziło do awantur, ale nie było rękoczynów. — Agnieszka była zakochana w swoim mężu i marzyła, by do niego wrócić — na pierwszej rozprawie odpowie na pytanie obrońcy oskarżonego jej kuzynka Joanna.
Autobus przyjeżdża o godz. 21.23. Kobiety się rozstają. Agnieszka idzie w stronę domu, do którego nigdy nie dociera.
Ciało w ciemnych krzakach
Atak następuje nagle, niedaleko jej bloku, kiedy Agnieszka jest już bardzo blisko domu. Napastnik jest silniejszy i traktuje ją bezwzględnie. Przewraca na ziemię i ciągnie w pobliskie zarośla, rozłożyste. Krzaki tworzą jakby namiot. Broni się, ale mężczyzna dusi ją przez co najmniej 60 sekund. Ściska szyję. Zasłania usta i nos, by odciąć jej oddech. Kobieta walczy, aż zadrapuje go tak, że za paznokciami prawej dłoni zostaje jego krew. Kiedy traci przytomność, oprawca rozrywa jej bluzkę, związuje ręce z przodu ciała. Szyję owija ściągniętą bielizną, a jej część wpycha w usta. Agnieszka już nie jest w stanie obronić się przed naporem jego ciała. Wtedy, nieświadomą i skrępowaną, wykorzystuje seksualnie.
Blisko godz. 22. sąsiadka Wanda idzie z psem na spacer. Obchodzi przedszkole i zatrzymuje się na rogu pod latarnią. Obraca się w stronę krzaków. Nagle wyłania się z nich mężczyzna, podciąga spodnie. Kobieta stwierdza, że pewnie się załatwiał. Ubrany w jasną koszulę z krótkim rękawem, spogląda w jej stronę i odchodzi w przeciwnym kierunku. Kiedy widzi, że spacerowiczka rusza, biegnie za blok i znika.
Od pasa w dół widzi jej nagość i nogi rozrzucone na boki. Nie ma majtek, a stanik i bluzka są zaciągnięte nad piersiami. Nie rusza się. Sąsiadka biegnie do domu, wzywa policję, a ta pogotowie.
Bielszy odcień nóg
Po ok. 15-20 minutach na róg ulic Jurowieckiej i Nowogródzkiej dociera pierwszy patrol policji. W zaciemnione krzaki policjanci idą z latarkami. Dostrzegają rozrzucone klapki. — Ciężko było tam zauważyć leżącą kobietę. Jedyne, co było widać, to bielszy odcień nóg — następnego dnia zezna jeden z policjantów.
— Charczała, jak przy przyduszonej krtani — do protokołu zezna lekarka z ekipy pogotowia. Ratownik rozcina jej knebel z majtek na ustach i uwalnia ręce. Już w karetce, z ust wciąż nieprzytomnej kobiety, lekarka wyjmuje ziemię, trawę i liście. Na szyi widzi pręgę. Stwierdza, że Agnieszka oddycha samodzielnie.
Stopy ubrudzone ziemią
Na swojej pierwszej nocnej służbie do sprawy zgwałcenia przyjeżdża 20-letnia policjantka. Tak zeznaje na czwartej rozprawie: — Do dzisiaj pamiętam jej nazwisko. Takie zdarzenia zapadają głęboko w pamięć.
Jedzie do szpitala. Ma zabezpieczyć materiał DNA z pochwy. Po pobraniu wymazu Agnieszka nagle dostaje zapaści. Jest reanimowana. Wszystko dzieje się bardzo szybko, dlatego po wyproszeniu z sali, policjantka nie sporządza notatki. Zabiera zabezpieczone próbki. Pielęgniarka wydaje jej też ubrania Agnieszki.
Ojciec Agnieszki zezna na sali sądowej, że w dniu napaści na córkę, siedział z sąsiadami 20 m od miejsca ataku. Jej matka też tam była. Wówczas nie widzą i nie słyszą niczego niepokojącego. Do domu wracają o godz. 20.30. Dzwonią do Agnieszki, ale jej telefon odzywa się w drugim pokoju. Po godz. 22 ojciec idzie na balkon na papierosa. Od tej strony widzi krzaki i niebieskie koguty karetki. — Miałem takie przeczucie, że to moja córka, bo długo nie wracała — przyznaje Stanisław Górski. Chwilę wcześniej jego 21-letni syn wybiega z domu szukać siostry.
Ojciec słyszy przez balkon słowa policjantów. Znaleźli buty Agnieszki. Biegnie do nich. Puszczają go, dopiero kiedy mówi, że po bucie pozna, czy to jego córki. Potwierdza.
Agnieszka umarła w dniu ataku
Przez prawie pół roku Agnieszka leży nieprzytomna w różnych szpitalach. Z wojewódzkiego zabiera ją ordynator oddziału szpitala dziecięcego, gdzie pracowała przed atakiem. Tam opiekują się nią jej koleżanki pielęgniarki.
Niestety Agnieszka nie ma szans na odzyskanie przytomności. Jej organizm powoli się wyniszcza, aż przestaje funkcjonować. Czynności życiowe ustają we wtorek, 5 lutego 2002 r. Odchodzi w szpitalu w Mońkach.
Maria Rydzewska-Dudek, biegła lekarz sądowa, która badała Agnieszkę, potwierdza przed sądem, że gwałciciel zaatakował ją od tyłu, złapał za twarz, po czym odciął dopływ powietrza do ust i nosa. Z przodu dusił i dławił ręką lub rękoma, aż do utraty przytomności i nieodwracalnego niedotlenienia kory mózgowej. W tym stanie rozbierał ją, krępował i gwałcił.
— Analizując całą dokumentację, można powiedzieć, że pokrzywdzona, jako świadomy człowiek w sensie osobniczym, zmarła już tego dnia, kiedy została zaatakowana. Resztę życia spędziła w stanie śpiączki lekowej, jako podmiot starań personelu i opiekunów, do czasu definitywnego zatrzymania krążenia — na drugiej rozprawie zezna biegła.
Po roku od zbrodni śledczym nie udaje się ustalić sprawcy. Z tego powodu prokuratura umarza postępowanie.
Przeszłość zabójcy
W latach 2000-2001 r. ma kontakt ze środowiskiem przestępczym. Wręcz identyfikuje się z tym środowiskiem i w trakcie kolejnej odsiadki stara się o uznanie członków więziennej subkultury przestępców. Ma w niej jednak dość niską pozycję.
W 1998 r. jako 19-latek pierwszy raz trafia na dwa miesiące do więzienia dla młodocianych w Iławie za puszczenie w obieg dwóch banknotów 50 i 100 dolarów amerykańskich. W listopadzie 2000 r. znowu trafia do więzienia za kradzież z włamaniem do lokalu w Białymstoku. Od 14 lutego 2001 r. do 18 lutego 2002 r. korzysta z przerwy w odwieszonej odsiadce. Ma w tym czasie zapracować na utrzymanie rodziny. Jest zameldowany przy ul. Bema, a w weekendy jeździ do żony i dzieci, bo mieszkają u teściów. W tym czasie atakuje, gwałci i zabija 30-letnią Agnieszkę.
Po prostu sobie żył
W 2006 r. Mariusz P. wyjeżdża do Wielkiej Brytanii. Szybko dołącza do niego żona i dwójka dzieci. Trzecie rodzi się po wyjeździe z kraju. Sprawdza się zawodowo, jest kierownikiem, dobrze zarabia, ma plany na przyszłość. Kupuje dom na kredyt. Regularnie odwiedza Polskę, wyjeżdża na zagraniczne wakacje. Żyje tak, jakby nic się nie stało. Widocznie żadne wyrzuty sumienia go nie dręczą.
Wtedy brytyjscy śledczy pobierają od niego materiał genetyczny, a sądy wymierzają karę grzywny, zakaz prowadzenia samochodów i nakaz prac społecznych. W czasie procesu obrońca powoła się na brak wzmianki w dokumentach o kwalifikacji prawnej tych czynów i brak informacji o wykonaniu kar, co według niego może mieć wpływ na wyrok. Prokurator i sędzia uznają to za oczywisty sposób przedłużania procesu. Wniosek przepada.
Pozostali powołani świadkowie, w tym jego rodzice, nie chcą stawić się przed sądem.
Archiwum X i przełom w sprawie
Podlascy policjanci od spraw beznadziejnych i dotąd nierozwikłanych wracają do odłożonego na półkę zabójstwa pielęgniarki. Swoje działania prowadzą pod okiem białostockiej Prokuratury Okręgowej. Korzystają z postępu badań i możliwości ujawniania śladów genetycznych. Wykorzystują dostęp do informacji w międzynarodowych bazach państw członkowskich UE i Interpolu. 28 września 2018 r. wprowadzają do bazy danych profil DNA sprawcy. Ich działania po niemal dwóch dekadach od zbrodni doprowadzają do przełomu w sprawie.
18 czerwca 2021 r. Mariusza P. zatrzymuje brytyjska policja. 24 lutego 2022 r. jest wydany polskim organom ścigania. Dwa tygodnie przebywa na kwarantannie w Warszawie. 15 marca 2022 r. słyszy zarzuty gwałtu, zabójstwa i rozboju. Składa pierwsze wyjaśnienia: „nie przyznaję się do popełnienia przedstawionych mi zarzutów”. W trakcie tego przesłuchania prokurator ma już właściwą opinię z badań jego DNA.
Ekstremalnie mocny dowód
W 2021 r. badają je genetycy z Białegostoku. W 2022 r. powtórnie zespół z Warszawy, ale już po pobraniu nowego materiału genetycznego z wnętrza policzka zatrzymanego. Oba badania zabezpieczonych próbek potwierdzają zgodność z profilem genetycznym oskarżonego. Ubrania Agnieszki badają biegli z Gdańska.
— Nie ma żadnych wątpliwości, że osobą, która zaatakowała Agnieszkę, był właśnie Mariusz P. — w uzasadnieniu wyroku powie potem sędzia. — To dowód ekstremalnie mocny, który praktycznie nie był podważany w toku procesu — dodaje, że był na tyle mocny, że bez wahania sąd wydał wyrok skazujący.
2023. 25 lat więzienia
W południe 19 stycznia sędzia ogłasza wyrok. 44-letniego Mariusza P. uznaje za winnego zgwałcenia i zabójstwa Agnieszki. Dusząc ją, przewidywał możliwość pozbawienia jej życia i godził się na to. Dwóch sędziów i trzech ławników białostockiego sądu okręgowego skazuje go na 25 lat więzienia. Dodatkowo zasądza, że o wcześniejsze zwolnienie może ubiegać się dopiero po 20 latach spędzonych za kratami.
Rodzicom Agnieszki sąd orzeka częściowe zadośćuczynienie za doznane krzywdy w kwocie po 150 tys. zł. Na początku odmówili zgłoszenia żądania o zadośćuczynienie. — Nic już nam nie zwróci straty, którą ponieśliśmy — na pierwszej rozprawie przyznaje ojciec Agnieszki. W trakcie procesu zmieniają zdanie i wnioskują o 500 tys. zł.
Sąd eliminuje z opisu czynu rozbój i ewentualną kradzież srebrnego łańcuszka z krzyżykiem. W rekonstrukcji zdarzenia biegły uznaje, że Agnieszka mogła zgubić łańcuszek w momencie ataku. Być może ktoś go znalazł i nieświadomy zabrał. Sąd przyjmuje też, że Mariusz P. chciał zgwałcić Agnieszkę, co było jego zamiarem bezpośrednim. Nie chciał jej zabić, jednak działał z zamiarem ewentualnym, bo powinien przewidzieć śmiertelny skutek duszenia kobiety.
Wyrok nie jest prawomocny.
Przeszłość i sprawiedliwość upomniała się o sprawcę
Mariusz P. ani jego obrońca nie stawili się na odczytaniu wyroku. Nie było też rodziców Agnieszki. Z rodziny pojawiły się siostra jej ojca i siostra jej byłego męża. Obie były niezadowolone z orzeczenia sądu. Przyznały, że zabójcy należy się dożywocie. Prokurator uznała wyrok za sprawiedliwy i zapowiedziała, że rozważy apelację.
Skazany poprosił sąd o niezwłoczną informację, jaką karę mu wymierzył. Zaznaczył, że w przypadku długiego pobytu w więzieniu, może targnąć się na własne życie.
Na początku procesu matka Agnieszki poprosiła o zwrot butów, spódnicy, stanika i majtek jej córki. Sędzia zasugerował, by rodzina zastanowiła się, czy na pewno chce odzyskać te rzeczy. „To podwójna wiktymizacja i traumatyzacja”, a porwane ubrania mogą wywołać ponownie trudne przeżycia.