W sobotę kolegium elektorów wybrało Micheila Kawelaszwilego, polityka i byłego piłkarza, na nowego prezydenta Gruzji. Kandydatura Kawelaszwilego została wysunięta przez rządzącą partię Gruzińskie Marzenie, a on sam był jedynym pretendentem do tego stanowiska. Obecna prezydent Gruzji, Salome Zurabiszwili, znana z prozachodnich poglądów i poparcia dla demonstrantów, oświadczyła jednak, że nie uzna wyboru i nie zamierza opuszczać urzędu.
Po raz pierwszy w historii Gruzji prezydent nie jest wybierany w wyborach bezpośrednich. Zgodnie z poprawkami do konstytucji wprowadzonymi w 2017 roku, głowa państwa jest wybierana przez specjalne kolegium wyborcze, które składa się z parlamentarzystów oraz przedstawicieli władz lokalnych.
Echo Kawkaza, filia Radia Swoboda, donosi, że Micheil Kawelaszwili uzyskał 224 głosy w kolegium elektorskim liczącym 300 członków. Według serwisu przedstawiciele partii opozycyjnych nie wzięli udziału w głosowaniu. Co najmniej dwóch deputowanych Zgromadzenia Ludowego Abchazji również odmówiło udziału w wyborze głowy państwa.
Większość mandatów elektorskich, czyli 211, znajduje się w rękach przedstawicieli rządzącej partii Gruzińskie Marzenie. Opozycja kontroluje 69 mandatów, natomiast pozostałe 20 należy do przedstawicieli Zgromadzenia Ludowego Abchazji, którzy nie są związani z żadną partią.
Inauguracja nowego szefa państwa została zaplanowana na 29 grudnia.
Tylko jeden kandydat
53-letni Kawelaszwili, były członek gruzińskiej reprezentacji w piłce nożnej oraz zawodnik krajowych i zagranicznych klubów, w tym Manchesteru City, jest politykiem związanym wcześniej z GM. Obecnie pełni rolę jednego z liderów ruchu Siła Narodu, który oficjalnie odłączył się od GM. W październikowych wyborach parlamentarnych startował z listy rządzącego ugrupowania.
W przemówieniu z okazji przyjęcia nominacji Kawelaszwili zobowiązał się do zjednoczenia Gruzji, jednocześnie oskarżając ustępującą prezydentkę o „lekceważenie i naruszanie” praw konstytucyjnych.
Cztery główne grupy opozycyjne odrzuciły kandydaturę Kawelaszwilego i zbojkotowały parlament, argumentując, że październikowe wybory były sfałszowane.
Protesty przeciwko rządowi i polityczny chaos.
Od rana przed budynkiem parlamentu trwa demonstracja przeciwko rządowi. Z godziny na godzinę tłum staje się coraz liczniejszy. Protestujący trzymają transparenty z hasłami: „Prezydent – pacynka”, „To nie mój prezydent”, a także flagi Gruzji i Unii Europejskiej. Wokół parlamentu oraz na pobliskim placu Wolności ustawiono kordon policji, a także armatki wodne. Manifestantom rozdano okulary ochronne, kaski, maski i płaszcze przeciwdeszczowe, przygotowując ich na ewentualną pacyfikację.
Protesty antyrządowe trwają w Gruzji od 28 listopada, a ich uczestnicy wyrażają sprzeciw wobec polityce rządu Gruzińskiego Marzenia, który zawiesił rozmowy o przystąpieniu kraju do Unii Europejskiej do 2028 roku. Demonstracje mają charakter oddolnej inicjatywy społecznej i odbywają się bez oficjalnych przemówień. Partie opozycyjne zaznaczają, że nie organizują tych protestów, a ich przedstawiciele nie zabierają głosu podczas manifestacji.
Opozycja, po wyborach parlamentarnych 26 października, w których zwyciężyło Gruzińskie Marzenie, ogłosiła, że nie przyjmuje mandatów deputowanych i domaga się przeprowadzenia nowych wyborów, wskazując na nieprawidłowości podczas głosowania.
Prozachodnia prezydentka Gruzji, Salome Zurabiszwili, która wspiera protestujących, również odmówiła uznania zwycięstwa GM i zaapelowała o powtórzenie wyborów parlamentarnych. Zadeklarowała ponadto, że nie opuści urzędu i nie uzna wyboru nowego prezydenta.
Premier Gruzji, Irakli Kobachidze, oskarżył Salome Zurabiszwili o próbę zaszkodzenia interesom kraju, twierdząc, że po zakończeniu jej kadencji 29 grudnia, będzie zmuszona przejść na emeryturę. „Mamy bardzo silne instytucje państwowe, więc z pewnością nie napotkamy trudności w pełnej kontroli nad sytuacją” – dodał w piątek.