Donald Tusk wziął się do rozliczeń na poważnie. Ogłosił, że już ponad 60 osób „z elity poprzedniej władzy” ma postawione zarzuty w sprawie, jak mówi premier, złego wydatkowania, sprzeniewierzenia albo wprost zawłaszczenia państwowych pieniędzy. Kwoty naprawdę robią wrażenie. Wystarczy je porównać z tym, czego rząd w tej chwili szuka w budżecie. Andrzej Domański na reformę składki zdrowotnej ma 4 mld zł, a premier mówi o opisanych i udokumentowanych nieprawidłowościach na ponad 3 mld oraz kolejnych na ponad 2 mld. Cała kwota, którą 90 różnych podległych rządowi instytucji, ale także ministerstwa, wydały na promocję polityków PiS i, mówiąc wprost, ich osobiste polityczne kampanie, to 100 miliardów. Premier mówi o okresie od 2016 r. aż do wyborów w 2023. Nad tym resorty pracowały przez ostatnie pół roku. Nad audytami, kontrolami i sprawdzaniem wszystkich wydatków i ich celowości.
Przyszedł czas na spłacenie kampanijnych długów
Minister Domański w ogóle ma słabe wakacje, bo musi też jakoś ogarnąć propozycje mieszkaniowe koalicjantów, a tu każdy ma inny pomysł i inne warunki próbuje postawić reszcie towarzystwa. W dodatku nikt w tej sprawie nie zamierza ustąpić.
A jako wisienka na torcie występuje ministra funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, która dość niefrasobliwie ogłosiła, że wyobraża sobie podniesienie wieku emerytalnego.
Burza w koalicji po słowach Pełczyńskiej-Nałęcz
W PO jest nawet nie tyle niepisana, co bardzo wyraźnie wygłoszona przez lidera zasada, że jeśli pada jakiekolwiek pytanie o wiek emerytalny, to odpowiedź zawsze musi brzmieć „nie, nie będziemy niczego zmieniać”. Pani ministra, która należy do Polski 2050, albo nie usłyszała premiera, albo się zagalopowała, albo po prostu znowu okazało się, że do polityki trzeba mieć doświadczenie. Od razu PiS rzuciło się do straszenia, że znowu Polacy będą zmuszani do pracy do śmierci, a politycy KO do odkręcania słów pani ministry. Zareagowali dosłownie wszyscy, łącznie z samą ministrą Pełczyńską — Nałęcz, która po dobie powiedziała, że wcale nie to miała na myśli.
Kto zawalczy o prezydenturę? Bardzo złe wieści dla Hołowni
Bardzo złe wieści przyniosły ostatnie sondaże Szymonowi Hołowni. Nieoczekiwanie wypadł nie tylko z II tury wyścigu prezydenckiego, ale spadł także z podium. Znalazł się nawet za Krzysztofem Bosakiem. Czy to oznacza, że zrezygnuje z wyścigu? Raczej nie, bo politycy rzadko racjonalnie oceniają swoje szanse, znacznie bardziej przywiązani są do własnych ambicji. Gdyby jednak miał zrezygnować to wyłącznie dla innych politycznych strategii, a to oznacza poważne przemeblowanie koalicji 15 października.