Wizyta prezydenta Andrzeja Dudy w Waszyngtonie rozwiała wszelkie wątpliwości – w świecie kształtowanym przez Donalda Trumpa Polska nie odgrywa samodzielnej roli, a tym bardziej nie jest kluczowym graczem dla Stanów Zjednoczonych.
Niekończące się spory o to, czy prezydent USA Donald Trump poświęcił polskiemu przywódcy siedem, osiem czy może dziesięć minut, są nie tylko upokarzające dla głowy naszego państwa, ale przede wszystkim dla nas samych. Równie kompromitujące są okoliczności tego spotkania – rozmowy odbyły się na zapleczu sceny podczas kongresu amerykańskiej populistycznej prawicy CPAC. Wydarzenia te nabierają jeszcze bardziej kontrowersyjnego charakteru w kontekście wcześniejszego wystąpienia byłego szefa kampanii Trumpa z 2016 roku, Steve’a Bannona, który zakończył je nazistowskim salutem. Ten gest był na tyle szokujący, że nawet lider francuskiego Zjednoczenia Narodowego, Jordan Bardella, zdecydował się zrezygnować z wygłoszenia swojego przemówienia na tym forum.
Radosław Sikorski zapewnia, że wizyta prezydenta była „koordynowana” z MSZ, jednak według źródeł w ministerstwie zaskoczyła rząd. Jedno jest pewne – wyjazd został przygotowany chaotycznie, co pokazało brak zrozumienia w Pałacu Prezydenckim dla istoty trumpizmu i tektonicznego zwrotu, jaki od miesiąca zachodzi w amerykańskiej polityce zagranicznej.
„Spotkanie Andrzeja Dudy z Donaldem Trumpem: Polska bez konkretnej oferty dla USA”
Andrzej Duda pocieszał się po sobotnim spotkaniu, twierdząc, że tę porażkę w pewnym sensie równoważy spotkanie sprzed niemal roku, kiedy to miliarder przyjął go na prawie dwie i pół godziny w Trump Tower na Manhattanie. Wówczas, u progu kampanii wyborczej, oskarżony o liczne malwersacje kandydat Republikanów potrzebował aprobaty prezydenta ważnego kraju europejskiego, by zyskać szacunek Amerykanów. Cynicznie to wykorzystał, a teraz, kiedy już osiągnął sukces, nie martwi się obawami Polski o przyszłość Ukrainy i NATO. Jego rzeczniczka zapowiada wręcz, że porozumienie z Kremlem może być osiągnięte w najbliższych dniach, czyli ponad głowami Ukraińców.
Polska również w pewnym stopniu ponosi odpowiedzialność za tę porażkę. Sparaliżowana kampanią wyborczą, nie ma żadnej konkretnej oferty dla Ameryki w rozmowach na temat przyszłości Ukrainy. W poniedziałek Emmanuel Macron, a potem w czwartek sir Keir Starmer zostaną przyjęci w Białym Domu. Nie chodzi tylko o siłę tych krajów, ale o to, że mają dla Trumpa konkretną propozycję. To idea misji rozjemczej, mającej na celu zapewnienie pokoju w Ukrainie przy minimalnym zaangażowaniu Amerykanów.
Macron sam przyznał w trakcie niedawnej rozmowy z internautami, że rozmawia z prezydentem USA przynajmniej raz w tygodniu, a ostatnio nawet częściej. Zamierza przekonać Amerykanina, że oddanie Ukrainy Putinowi nie tylko sprawiłoby, że wyjdzie na „miękiszona” (cytując klasyka), ale mogłoby też dać impuls Xi Jinpingowi, by w ciągu roku czy dwóch przejął Tajwan. To póki co najlepsze, na co stać Europę. Choć nie ma pewności, czy to wystarczy, by powstrzymać amerykańską administrację przed zawarciem tragicznego porozumienia z Putinem.