Biografia Zbigniewa Ziobry. „Później przez lata bał się tej sprawy, bo wie, że zachował się niezgodnie z prawem”
Biografia Zbigniewa Ziobry. „Później przez lata bał się tej sprawy, bo wie, że zachował się niezgodnie z prawem” [FRAGMENT KSIĄŻKI]
„Gdy pismo Giertycha trafia na biurko Zbigniewa Ziobry, ten zachowuje się co najmniej dziwnie. Ten sam Ziobro, który wciąż szuka okazji do brylowania w mediach, tym razem nie podejmuje żadnych działań i nabiera wody w usta. I to mimo że właśnie nadarza mu się okazja, by odegrać się na znienawidzonych postkomunistach z Millerem na czele” — pisze o roli Ziobry w sprawie tajnych więzień CIA w Polsce Renata Grochal w swojej książce „Zbigniew Ziobro. Prawdziwe oblicze”.
Zbigniew Ziobro, współzałożyciel i prezes Solidarnej Polski, bez wątpienia dotarł na polityczny szczyt. Jako minister sprawiedliwości i prokurator generalny ma ogromną władzę, którą skrzętnie wykorzystuje, aby realizować zamierzone sobie cele. Jego ogromne ambicje i determinacja sprawiają, że ma bardzo dużą szansę stać się w przyszłości liderem polskiej prawicy.
Morawiecki chce wsadzić Ziobrę. Kasjerzy Kaczyńskiego to agenci. Ludzie Obajtka utrzymują PiSWłaśnie dlatego warto poznać mało znane fakty z życia polityka. Renata Grochal, dziennikarka polityczna tygodnika Newsweek i publicystka, postanowiła napisać biografię Zbigniewa Ziobry, w której przedstawia jego prawdziwe oblicze.
.
„Ziobro odpuszcza Millerowi”
W 2003 roku willa Agencji Wywiadu w Starych Kiejkutach zostaje zamieniona na tajne więzienie CIA. Amerykanie będą tu przetrzymywać i torturować ludzi podejrzewanych o związki z organizacją terrorystyczną Al-Kaida. Miejsce wydaje się idealne. Środek mazurskiej głuszy, lasy, bory, jezioro.
Ośrodek szkolenia wywiadu w Starych Kiejkutach – Piotr Placzkowski/REPORTER / East News
W początkach lat 70. była tu zapyziała baza harcerska.
Jednak w 1972 roku ekipa Edwarda Gierka, I sekretarza KC PZPR, podjęła decyzję o utworzeniu w Starych Kiejkutach arcytajnej szkoły szpiegów. W tym czasie z polskim wywiadem było krucho. Poprzednik Gierka Władysław Gomułka uważał, że agenci wywiadu są niepotrzebni, dlatego ograniczał jego finansowanie jak tylko się dało. Gierek, który liznął Zachodu, fedrując przed wojną w belgijskich kopalniach, był bardziej otwarty na świat, nie tylko zadłużając za granicą Polskę po uszy.
W 2001 roku po zamachach z 11 września prezydent USA George W. Bush ogłasza wojnę z terroryzmem. Agenci Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA) tropią na całym świecie islamskich terrorystów i przenikają do ich struktur, by z wyprzedzeniem pozyskiwać wiedzę o planowanych atakach. Nie wahają się stosować w tej walce drastycznych metod. Ponieważ torturowanie więźniów jest w USA zakazane, aby nie łamać amerykańskiego prawa, CIA tworzy bazę w Guantanamo, poza terytorium Stanów Zjednoczonych, i tam są przetrzymywani islamscy terroryści. Od samego początku ten proceder krytykują organizacje zajmujące się obroną praw człowieka. CIA prosi więc o pomoc służby specjalne państw NATO.
Według informacji anonimowego pracownika CIA opublikowanych w dzienniku „The Washington Post” Polska miała dostać za udostępnienie Amerykanom willi w Starych Kiejkutach 15 milionów dolarów. Na początku 2003 roku sojusznicy płacą gotówką przewiezioną z ambasady USA do warszawskiej siedziby Agencji Wywiadu w dwóch kartonowych pudłach. Więzienie w Starych Kiejkutach działa już wtedy kilka tygodni. „Warunki były spartańskie” – mówi informator „The Washington Post”. Na prośbę Polaków Amerykanie płacą też za przebudowę piętrowej willi na więzienie. Sam tylko system kamer kosztuje prawie 300 tysięcy dolarów. Budynek jest za mały, więc do przetrzymywania zatrzymanych zostaje przystosowana stojąca za nim szopa.
Więźniowie, którzy współpracują z CIA, mogą korzystać z salki fitness, w której stoi rower treningowy oraz bieżnia do ćwiczeń. Tego jednak oficerowie polskiego wywiadu nie wiedzą, bo – jak później twierdzą – nie mają dostępu do uwięzionych. Wolno im wejść tylko do jadalni.
Według „The Washington Post” willa w Starych Kiejkutach była najważniejszym elementem systemu tajnych więzień CIA do przetrzymywania poza terytorium USA podejrzewanych o związki z Al-Kaidą i terroryzm.
***
Jest 2002 rok. W Pakistanie wpada Zajn al-Abidin Muhammad Husajn, znany także jako Abu Zubaida. To Palestyńczyk i bezpaństwowiec urodzony w Arabii Saudyjskiej, uważany wówczas za jednego z najważniejszych podwładnych Osamy bin Ladena. CIA wywozi go do tajnego więzienia koło Bangkoku, zwanego przez agentów kurnikiem.
Gdy do Zubaidy dołącza następny terrorysta, Saudyjczyk Abd al-Rahim al-Nashiri, podejrzany o zaplanowanie ataku bombowego na amerykański niszczyciel USS Cole u wybrzeży Jemenu w 2000 roku, CIA spodziewa się kolejnych zatrzymań. Musi szukać dla podejrzanych nowego miejsca. Rezydent CIA w Warszawie wskazuje Stare Kiejkuty. W Centrum Antyterrorystycznym CIA, które nadzoruje tajne więzienia, willa dostaje kryptonim Quartz. 5 grudnia 2002 roku na lotnisku w Szymanach ląduje samolot CIA z obu zatrzymanymi, Nashirim i Zubaidą, na pokładzie. Przesłuchania zaczynają się pięć dni później.
Tajnym więzieniem kieruje Mike Sealy, „szef programu”. Jego podwładni, którzy się zmieniają, bo oprócz śledczych sześć osób odpowiada za ochronę obiektu, stosują tak zwane zaawansowane techniki przesłuchań. Więźniów – za zgodą administracji prezydenta Busha – pozbawiają snu, policzkują i podtapiają. Jose Rodriguez, były wicedyrektor CIA, twierdzi w „The Washington Post”, że takie traktowanie terrorystów przyniosło „dramatycznie pozytywne rezultaty”.
Szczególnie znęcano się nad Nashirim. Funkcjonariusze CIA nie byli zgodni co do tego, jaką rolę odegrał on w zamachu na USS Cole. Jedni byli przekonani, że to mózg operacji, a inni, że to „idiota i analfabeta, który nie zrozumie nawet komiksu”.
Przysłany z Nowego Jorku biegle władający arabskim Albert El Gamil próbuje wycisnąć z Nashiriego informacje siłą. Urządza mu pozorowane egzekucje, przystawia do głowy wiertarkę. Nashiri zezna później, że grożono mu także bronią palną oraz zgwałceniem członków jego rodziny. Gdy jeden ze strażników alarmuje Waszyngton o tych metodach, El Gamil i Sealy zostają w styczniu 2003 roku odwołani do Stanów Zjednoczonych i odchodzą z CIA.
Wieża strażnicza ośrodka wywiadu w Starych Kiejkutach – Stein/Reporter / East News
Nashiri oskarży później Polskę przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu o złamanie zakazu tortur i nieludzkie traktowanie, a Trybunał przyzna mu rację. Każe Polsce zapłacić mu 100 tysięcy euro zadośćuczynienia. Abu Zubajda, który także wytoczy proces Polsce, dostanie 130 tysięcy. Polska wypłaci odszkodowania w 2015 roku.
REKLAMA
REKLAMA
„Wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka potwierdza współpracę polskiego rządu z amerykańską agencją wywiadowczą CIA w celu stworzenia tajnego więzienia w Starych Kiejkutach, które funkcjonowało w latach 2002-2005” – napisze w swoim oświadczeniu tuż po wyroku Amnesty International, która przystąpiła do procesu w charakterze eksperta, jako strona trzecia.
Trybunał w obydwu przypadkach jednomyślnie stwierdził naruszenie zapisów Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności poprzez złamanie zakazu tortur, prawa do wolności i bezpieczeństwa osobistego, prawa do rzetelnego procesu sądowego, prawa do poszanowania życia prywatnego i prawa do skutecznego środka odwoławczego.
Uznano ponadto, iż w świetle odmowy przedłożenia dokumentów, o które wnioskował Trybunał, rząd Polski nie wywiązał się z ciążących na nim zobowiązań ułatwienia postępowania i współpracy z Trybunałem, co w konsekwencji doprowadziło do naruszenia art. 38 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności („Trybunał rozpatruje sprawę z udziałem przedstawicieli stron, i jeśli zachodzi potrzeba, podejmuje dochodzenie, a zainteresowane wysokie układające się strony udzielą dla jego skutecznego przeprowadzenia wszelkich niezbędnych ułatwień”).
– Ten historyczny wyrok wreszcie ujawnia prawdę o mrocznym okresie w najnowszej historii Polski i jest kamieniem milowym w walce z bezkarnością – powie po ogłoszeniu wyroku Draginja Nadażdin, dyrektorka Amnesty International Polska. – Polska świadomie stała się częścią amerykańskiej, nielegalnej tak zwanej sieci czarnych dziur, która była wykorzystywana do tajnego przetrzymywania i torturowania osób w ramach operacji antyterrorystycznej.
***
W marcu 2003 roku CIA przywozi do Kiejkut najgroźniejszego terrorystę Al-Kaidy Chalida Szejka Mohammeda. To mózg zamachów z 11 września. Mimo „zaawansowanych technik” początkowo nie udaje się skłonić go do zeznań. Szejk Mohammed wie, na czym polega podtapianie, odlicza więc sekundy, czekając, aż przesłuchujący zrobią przerwę. Efekt przynosi dopiero pozbawianie go snu.
Wszystko odbywa się w ścisłej tajemnicy. Aż do 2005 roku, gdy na początku listopada 2005 roku w „The Washington Post” ukazuje się artykuł Dany Priest. Dziennikarka twierdzi, że w dwóch krajach Europy Wschodniej działają tajne więzienia CIA, w których przetrzymywani są islamscy terroryści. Publikacja odbija się szerokim echem na świecie. Następnego dnia nowojorski oddział Human Rights Watch ujawnia, że te dwa kraje, o których pisze dziennikarka, to Polska i Rumunia.
Przewodniczący Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy Rene van Linden ogłasza powołanie komisji do zbadania sprawy tajnych więzień CIA. Szefem komisji zostaje szwajcarski senator i były prokurator Dick Marty.
W Polsce rządzi PiS. Ministrem sprawiedliwości jest Zbigniew Ziobro, a koordynatorem służb specjalnych, któremu podlega Agencja Wywiadu, zaangażowana w przygotowanie więzienia w Starych Kiejkutach, jest Zbigniew Wassermann.
Na początku grudnia zbiera się na nadzwyczajnym posiedzeniu sejmowa komisja do spraw służb specjalnych. Jej przewodniczącym został Roman Giertych, który wzywa szefa Agencji Wywiadu Zbigniewa Nowaka. Posłowie proszą go o pełną informację na temat domniemanych więzień CIA w Polsce. Posiedzenie jest tajne i trwa wiele godzin. Posłowie dowiadują się między innymi o tym, że w Polsce było przetrzymywanych sześć osób podejrzewanych o terroryzm.
Giertych przygotowuje zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Kieruje je do ministra-koordynatora służb specjalnych Zbigniewa Wassermanna.
„Istnieją uzasadnione podejrzenia, że funkcjonariusze Agencji Wywiadu dopuszczają się stosowania zakazanych prawem tortur wobec osób podejrzewanych o działalność terrorystyczną. Z ustaleń komisji wynika, że dzieje się to za aprobatą osób sprawujących od 2001 roku najważniejsze urzędy państwowe – w tym prezydenta, premiera i szefa Agencji Wywiadu” – pisze w zawiadomieniu Giertych.
Dziś uważa, że nie miał innego wyjścia. – Skierowałem zawiadomienie do ministra-koordynatora z sugestią, żeby zawiadomił prokuraturę. Gdybym tego nie zrobił, sam mógłbym narazić się na odpowiedzialność karną za niepowiadomienie o popełnieniu przestępstwa – mówi Giertych. Z zawiadomienia wynika, że zgodę na powstanie w Polsce tajnych więzień CIA mieli wyrazić prezydent Aleksander Kwaśniewski oraz premier Leszek Miller. Żaden z nich do dziś tego nie potwierdził.
„Amerykanie poprosili nas po 2001 roku o spokojne miejsce do przesłuchiwania osób, które chciały współpracować. Polska zgodziła się na znalezienie miejsca w ramach wzmocnionej współpracy z USA, natomiast chciała od Amerykanów, by przetrzymywani na naszym terytorium byli traktowani zgodnie z prawem, jak jeńcy wojenni” – zapewniał Kwaśniewski na konferencji prasowej w 2014 roku, tuż po publikacji raportu amerykańskiego Senatu, potwierdzającego istnienie tajnych więzień CIA w Polsce. Amerykanie nie podpisali jednak żadnego memorandum z takimi postulatami strony polskiej.
Gdy pismo Giertycha trafia na biurko Zbigniewa Ziobry, ten zachowuje się co najmniej dziwnie. Ten sam Ziobro, który wciąż szuka okazji do brylowania w mediach, tym razem nie podejmuje żadnych działań i nabiera wody w usta. I to mimo że właśnie nadarza mu się okazja, by odegrać się na znienawidzonych postkomunistach z Millerem na czele.
Wassermann jest zaniepokojony. Wzywa Ziobrę i mówi, że coś ze sprawą trzeba zrobić. Na świadka spotkania bierze prokuratora Marka Pasionka, swojego przyjaciela i podsekretarza stanu w Kancelarii Premiera. W naradzie uczestniczy także prokurator krajowy Janusz Kaczmarek. Jednak Ziobro nie kiwa palcem.
– Później przez lata bał się tej sprawy, bo wie, że zachował się niezgodnie z prawem – uważa dziś Roman Giertych. – Jako minister sprawiedliwości Ziobro miał obowiązek wszcząć postępowanie albo odmówić jego wszczęcia, bo dostał zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, a nie zrobił nic. I to nie było zawiadomienie od byle kogo, tylko od szefa sejmowej komisji do spraw służb specjalnych, który uważał, że w sprawie więzień CIA zostało w Polsce złamane prawo – podkreśla mecenas.
Kiedy Giertych widzi, że z jego zawiadomieniem nic się nie dzieje, wysyła pismo po raz drugi. Ziobro znowu nie reaguje. Pytany o to przez prawicowego dziennikarza Leszka Szymowskiego, autora książki „Uwikłany”, odpowiada, że nic nie dostał.
To jednak mało prawdopodobne. W materiałach sejmowej komisji do spraw służb specjalnych zachowało się potwierdzenie odbioru doniesienia Giertycha przez kancelarię tajną Ministerstwa Sprawiedliwości. Także w aktach postępowania Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie znajduje się uwierzytelniona kserokopia zawiadomienia Giertycha z pieczątką tej samej kancelarii resortu. I co najważniejsze – na dokumencie jest odręczna adnotacja „zapoznałem się” z datą i podpisem Zbigniewa Ziobry. Dlaczego zatem Ziobro nic z tym nie zrobił?
– Za czasów Ziobry nie byłem przesłuchiwany w tej sprawie ani razu – mówi były premier Leszek Miller. – Dopiero za rządu Donalda Tuska zostałem wezwany na przesłuchanie w Warszawie, a później w Krakowie, ale odmówiłem składania zeznań – wspomina.
– Dlaczego Ziobro schował głowę w piasek? Przecież mógł wreszcie odegrać się na panu za nazwanie go zerem podczas komisji Rywina? Mógł pokazać konszachty znienawidzonych postkomunistów z Amerykanami w sprawie torturowania ludzi – dopytuję.
– To jest sprawa takiego kalibru, że to nie minister sprawiedliwości decydował, tylko premier z prezydentem – ocenia Miller.
– Dlaczego zatem Lech Kaczyński nie chciał wyjaśniać sprawy więzień CIA? – kontynuuję.
– Tego nie wiem. Nigdy nie rozmawiałem z Kaczyńskim na ten temat. Miałem nawet okazję, bo leciałem z nim samolotem na zaprzysiężenie prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. Prezydent Kaczyński zaprosił mnie do salonki, zarówno w tamtą stronę, jak i z powrotem. Rozmawialiśmy o dziesiątkach spraw, ale ponieważ Kaczyński nie poruszył tej kwestii, więc ja też jej nie poruszałem. Ale tu chodziło o interes państwa polskiego. Jeżeli Kaczyńscy nie chcieli prowadzić śledztwa, to zachowali instynkt państwowy i tyle. Ewentualny proces w tej sprawie to byłaby całkowita likwidacja polskiego wywiadu. Żaden polityk o instynkcie państwowym nie zdecydowałby się na coś takiego. Widać wtedy przeważyła opinia, że nie wolno tego wywlekać na światło dzienne, bo to będzie miało niezliczone, bardzo złe konsekwencje dla wywiadu, wojska i dla pozycji międzynarodowej Polski. Poza tym wiedzieli, że ze strony Amerykanów nie będzie entuzjazmu – kończy były premier.
Dlaczego Ziobro nie kazał wszcząć postępowania, ryzykując, że w przyszłości może za to odpowiedzieć przed sądem?
Odpowiedź tkwi w notatce sporządzonej przez Agencję Wywiadu. Dokument odnalazł prowadzący śledztwo w sprawie tajnych więzień CIA w Polsce wspomniany już prokurator Jerzy Mierzewski. To ten sam, który rozpracowywał gang pruszkowski, a później prowadził sprawę ekstradycji z USA polonijnego biznesmena Edwarda Mazura, podejrzanego o zlecenie zabójstwa komendanta głównego policji Marka Papały.
Z notatki Agencji Wywiadu wynika, że ostatnia grupa islamskich terrorystów została umieszczona na pokładzie amerykańskiego samolotu i wystartowała z lotniska w Szymanach 4 grudnia 2005 roku. Prawdziwość dokumentu potwierdzili podczas przesłuchania w prokuraturze kontrolerzy lotów, którzy tego dnia wydali zgodę na start samolotu CIA. Także senator Dick Marty, który wystąpił do Europejskiej Organizacji ds. Bezpieczeństwa Żeglugi Powietrznej o wykaz lotów CIA w europejskiej przestrzeni powietrznej, ustalił, że 4 grudnia 2005 roku z lotniska w Szymanach wyleciał ostatni amerykański samolot z islamskimi terrorystami na pokładzie.
Ta data ma kluczowe znaczenie dla zrozumienia postępowania Zbigniewa Ziobry. Otóż 25 września 2005 roku PiS wygrywa wybory parlamentarne. Niecały miesiąc później Lech Kaczyński zostaje wybrany na prezydenta. 31 października następuje zaprzysiężenie rządu Kazimierza Marcinkiewicza. Od tego momentu do 4 grudnia mija ponad miesiąc, a to oznacza, że także pod rządami PiS mogli być torturowani w Polsce więźniowie CIA. To bardzo niewygodna prawda dla obozu braci Kaczyńskich.
***
Jest listopad 2007 roku. Polską rządzi już rząd PO-PSL. Premier Donald Tusk dostaje na biurko list od wysokiego rangą urzędnika Ministerstwa Sprawiedliwości. W piśmie znajduje się informacja, że w 2006 roku sejmowa komisja do spraw służb specjalnych zawiadomiła prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobrę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez najwyższych urzędników państwowych oraz szefa Agencji Wywiadu, ale adresat nie nadał mu biegu. To może być przestępstwo opisane w artykule 231 Kodeksu karnego jako nadużycie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego.
REKLAMA
REKLAMA
Kancelaria Premiera przesyła pismo do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego jako załącznik do zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa stosowania zakazanych prawem tortur oraz w związku z tym o możliwości niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego, czyli byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Z pisma przesłanego przez współpracowników Tuska wynika, że Ziobro dwukrotnie, w 2005 i 2006 roku, został zawiadomiony o możliwości popełnienia przestępstwa i nic z tym nie zrobił, mimo iż miał taki obowiązek.
Zbigniew Wassermann i Janusz Kaczmarek zostają wezwani na przesłuchanie w sprawie przekazania Ziobrze doniesienia Giertycha o tajnych więzieniach. Obaj zeznają, że spotkanie z Ziobrą miało miejsce i należało wszcząć śledztwo.
W 2011 roku Mierzewski przygotowuje wniosek do Parlamentu Europejskiego o uchylenie Ziobrze, wówczas europosłowi, immunitetu. Chce postawić mu zarzut niedopełnienia obowiązków w związku z torturowaniem jeńców wojennych (artykuł 231 Kodeksu karnego), za co grozi do 3 lat pozbawienia wolności. Torturowanie jeńców wojennych (art. 123 paragraf 2 kk) jest zagrożone karą od 5 do 25 lat więzienia.
Do postawienia zarzutów Ziobrze jednak nie dochodzi. Mimo ostrych podziałów i trwającej już na całego wojny PO-PiS panuje polityczna zgoda, że sprawy więzień CIA nie można ruszać, bo może to popsuć nasze relacje z USA. Z tego samego powodu, by nie psuć relacji z najważniejszym sojusznikiem w NATO, prezydent Aleksander Kwaśniewski z premierem Leszkiem Millerem wyrażają zgodę na przetrzymywanie islamskich terrorystów w Polsce. I to mimo że przetrzymywania kogokolwiek bez wyroku sądu na terenie RP zakazuje konstytucja.
Polskie i amerykańskie wywiady obchodzą ten zapis, nadając więzieniu w Kiejkutach status placówki dyplomatycznej, która nie podlega jurysdykcji polskich organów ścigania. Zatrzymani terroryści będą przylatywać do Polski samolotami CIA, a loty będą miały status dyplomatyczny, nie będą więc podlegać kontroli celnej ani granicznej w naszym kraju. Po wyjściu z samolotu pasażerów w kajdankach przewożono do bazy w Kiejkutach samochodami ambasady USA, więc one także nie podlegały kontroli.
Prokurator Mierzewski dostaje polecenie od swoich przełożonych, by sprawę umorzyć.
– Chodziło o to, że Amerykanie nie chcieli współpracować z polską prokuraturą, nie odpowiadali na nasze wnioski o pomoc prawną – mówi osoba znająca szczegóły śledztwa. – Oskarżenie ich mogłoby nadwątlić nasz sojusz z USA. Polska się na to nie zdecydowała, choć w innych krajach, gdzie podobnie jak u nas byli bezprawnie przetrzymywani członkowie Al-Kaidy, zapadły wyroki – dodaje ten sam rozmówca.
Jerzy Mierzewski odmawia umorzenia sprawy tajnych więzień CIA w Polsce. Argumentuje, że zostało popełnione przestępstwo i złamano Konstytucję RP. Z dnia na dzień zostaje przeniesiony z elitarnego wydziału zwalczania przestępczości zorganizowanej do wydziału sądowego prokuratury, a śledztwo wędruje do Krakowa, gdzie zostaje zawieszone.
25 października 2015 roku PiS wygrywa wybory parlamentarne. 16 listopada następuje zaprzysiężenie rządu Beaty Szydło, a Zbigniew Ziobro ponownie zostaje ministrem sprawiedliwości. W grudniu wątek dotyczący niedopełnienia obowiązków przez Ziobrę zostaje wyłączony ze śledztwa w sprawie tajnych więzień CIA w Polsce i natychmiast umorzony przez podległą mu prokuraturę. Nowy minister sprawiedliwości może spać spokojnie.