Pastwili się nad nim do śmierci…
Czarne, 18 maja 2025 r. – W Zakładzie Karnym w Czarnem zmarł 32-letni Bartłomiej Miecznikowski. Mężczyzna, który odbywał wyrok za samosąd dokonany na sprawcy gwałtu, miał wyjść na wolność za dwa lata. Zmarł po brutalnym pobiciu i całkowitym zignorowaniu objawów zatrucia narkotykami. Przez ponad trzy godziny nikt nie udzielił mu pomocy medycznej.
Zatrucie bez ratunku
Około godziny 18:00 Bartek źle się poczuł. Został przeprowadzony do punktu medycznego, gdzie wykonano test na obecność substancji psychoaktywnych – wynik był pozytywny. Wykazywał oznaki zaburzenia świadomości, miał omamy, a saturacja krwi wynosiła tylko 88%. Mimo ewidentnego zagrożenia życia, nie podano mu leków, nie nawodniono organizmu, nie wezwano pogotowia.
„W przypadku ostrych zatruć czas to życie. Zatrzymanie toksyn w krwiobiegu przez dłuższy czas prowadzi do uszkodzenia organów i niewydolności oddechowej” – wyjaśnia toksykolog prof. Andrzej Urban z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.
Bartek wielokrotnie prosił o lekarza – bezskutecznie.
Dramatyczne pobicie
Około godziny 21:00 został wyprowadzony z celi przez funkcjonariuszy. Był osłabiony i zdezorientowany. Na korytarzu założono mu kajdanki, po czym przewrócono na ziemię. Jeden z funkcjonariuszy klęczał na jego klatce piersiowej, inni zadawali ciosy w głowę i kark. Zarejestrowano 31 uderzeń w ciągu dwóch minut.
„Błagał, żeby przestali. Krzyczał, że się dusi. A oni bili dalej. Gdy przestał się ruszać, jeden z nich kopnął go i powiedział: ‘Nie świrus, wstawaj’. Ale on już nie żył” – mówi funkcjonariusz, który zdecydował się ujawnić kulisy zdarzenia.
Dopiero po około 27 minutach pojawił się zespół ratownictwa medycznego. Reanimacja nie przyniosła skutku.



Matka Bartka: „Zabiliście moje dziecko, a on nikomu już nie zagrażał”
„Mój Bartek… On już odpokutował. On po prostu nie mógł znieść tego, co zrobiono tej dziewczynce. A wyście go skatowali jak zwierzę. Czy tak wygląda sprawiedliwość? Zabiliście moje dziecko” – mówi łamiącym się głosem matka Bartłomieja, pani Krystyna Miecznikowska.
„Proszę, niech ktoś za to odpowie. Nie chcę pomnika, tylko prawdy.”
Rodzina domaga się pełnego wyjaśnienia sprawy i publicznego ujawnienia nagrań z monitoringu.
Krystyna Miecznikowska nigdy nie miała łatwego życia. Gdy miała zaledwie 34 lata, zmarł jej mąż – ojciec Bartka – na rozległy zawał serca. Miał tylko 37 lat. Odszedł nagle, zostawiając ją samą z trójką małych dzieci. W jednej chwili ich życie rozsypało się jak domek z kart.
– Pamiętam, że Bartek miał wtedy tylko 9 lat. Patrzył na mnie i nie rozumiał, czemu tata już nie wróci z pracy. A ja? Ja musiałam szybko przestać płakać. Bo ktoś musiał ugotować zupę. Bo ktoś musiał dzieciom obciąć paznokcie. Bo ktoś musiał dalej żyć – mówi z drżącym głosem pani Krystyna.
Wychowywała dzieci samotnie, pracując na dwa etaty. Żyli skromnie, ale z dumą. Bartek, choć zbuntowany, zawsze stawał w obronie słabszych. To właśnie ta cecha stała się przyczyną jego wyroku – stanął w obronie skrzywdzonej dziewczyny, wymierzając sprawiedliwość.
– Wiem, że nie powinien tego robić. Ale nie potrafił patrzeć na bezkarność. Czy to było aż tak niewybaczalne, żeby potem skatować go na śmierć?
Gdy syn trafił do więzienia, odwiedzała go regularnie. W każdej rozmowie powtarzał, że po wyjściu chce zacząć nowe życie.
Kiedy zadzwonili z więzienia, że Bartek nie żyje, upadła na podłogę w kuchni. Do dziś nie pamięta, kto pierwszy ją podniósł.
– Straciłam męża. Straciłam syna. Zostały mi zdjęcia i głosy w głowie. I ta jedna myśl, która nie daje mi spać: że umierał sam, pobity, bezbronny… a ja nie mogłam nic zrobić.
Pani Krystyna nie szuka już sprawiedliwości – ona walczy o pamięć. O to, by ktoś usłyszał krzyk, którego nikt nie chciał wtedy usłyszeć. Krzyk matki, której zabrano nie tylko dziecko, ale i resztki sensu życia.
Kto odpowiada za nadzór nad więzieniem?
Dyrektorem Zakładu Karnego w Czarnem jest ppłk Jacek Chmiel, znany – według byłych osadzonych – z twardej i niekiedy brutalnej polityki wewnętrznej. Chmiel objął stanowisko po przejściu na emeryturę płk Wojciecha Brzozowskiego w 2020 roku.
Sprawa Bartka rodzi pytania o sposób nadzoru nad działaniami funkcjonariuszy oraz przestrzeganie procedur w sytuacjach zagrożenia życia.
Zmiany w kierownictwie Służby Więziennej
Minister Sprawiedliwości Adam Bodnar w maju 2025 r. mianował na nową dyrektor generalną Służby Więziennej płk Renatę Niziołek, pierwszą kobietę na tym stanowisku.
Jej zastępcą został płk Stanisław Kotula, wcześniej dyrektor okręgowy SW w Rzeszowie.

Śledztwo i reakcja instytucji
Sprawą śmierci Bartłomieja Miecznikowskiego zajmuje się prokuratura, oraz organizacje zajmujące się ochroną praw człowieka.
Oświadczenie Zbigniewa Stonogi
w sprawie śmierci Bartłomieja Miecznikowskiego
Nie mogę milczeć.
Nie po tym, co widziałem.
Nie po tym, co usłyszałem w materiale z monitoringu.
Nie po tym, jak skatowano na śmierć młodego chłopaka – Bartka Miecznikowskiego – w państwowym więzieniu, w niby-cywilizowanym kraju.
Ustaliłem dane wszystkich funkcjonariuszy, którzy uczestniczyli w tym bestialskim mordzie. To nie była interwencja. To była egzekucja.
Jednym z tych oprawców jest Michał B.
Mężczyzna w wieku 37 lat, który wrócił niedawno ze Szwecji. Tam pracował spokojnie, fizycznie, żył z dala od przemocy. Po powrocie do Polski wstąpił do Służby Więziennej. Już pierwszego dnia służby został uderzony w twarz przez osadzonego. Od tamtego czasu – jak mówią jego koledzy – „twardniał z każdą zmianą”. Ale twardość nie jest usprawiedliwieniem dla sadyzmu. Nikt, kto nosi mundur Rzeczypospolitej, nie ma prawa klęczeć na piersi człowieka i okładać go pięściami, aż przestanie oddychać.
Wiem, jak się nazywają. Wiem, gdzie mieszkają. I wiem też, że ta sprawa nie zostanie zamieciona pod dywan.
Mam materiały wideo, zeznania świadków, próbki audio z nagranym głosem mordowanego Bartka. I jeśli nie zobaczę zdecydowanej reakcji państwa polskiego w najbliższych dniach – wyświetlę ten film na murach Zakładu Karnego w Czarnem. Tak, żeby Polska i świat usłyszeli, co znaczy „resocjalizacja” w wydaniu tej plugawej instytucji.
Zwracam się do Ministra Sprawiedliwości, Adama Bodnara:
albo Pan działa – albo działać będzie społeczeństwo.
Bo ja się nie cofnę.
Bo matka Bartka codziennie płacze.
Bo chłopak, który mógł jeszcze żyć, oddychać, marzyć – został zamordowany przez ludzi, którym dano władzę i brak odpowiedzialności.
Z wyrazami bólu, gniewu i solidarności z rodziną ofiary,
Zbigniew Stonoga
Czy w polskim więzieniu kara ma oznaczać śmierć?
Tego pyta dziś cała rodzina Bartka. I coraz więcej obywateli.