• Kontakt
  • Aktualności
środa, 10 września, 2025
Telefon interwencyjny
Pomoc Biznesowa
GAZETA STONOGA - Oficjalna Strona
  • Strona Główna
  • Wasze sprawy
  • Moje Śledztwa
  • Publikacje
  • Sport
Brak wyników
Zobacz wszystkie wyniki
  • Strona Główna
  • Wasze sprawy
  • Moje Śledztwa
  • Publikacje
  • Sport
Brak wyników
Zobacz wszystkie wyniki
GAZETA STONOGA - Oficjalna Strona
Brak wyników
Zobacz wszystkie wyniki
Home Aktualności

Żona Ziobro-Pati Koti – dowody jakich nikt nie widział.

przez Redakcja
24/07/2025
w Aktualności, Wiadomości
Czas czytania:16 mins read
A A
Żona Ziobro-Pati Koti – dowody jakich nikt nie widział.
5k
Odsłony
Udostępnij na Facebook'uUdostępnij na XWhatsapp

Niebezpieczne związki Patrycji Koteckiej.

ZBIGNIEW STONOGA

Przez lata obserwowałem, jak Zbigniew Ziobro buduje swoją karierę polityczną ręka w rękę z Patrycją Kotecką. To nie tylko jego żona, ale również osoba, która od początku odgrywała istotną rolę w jego politycznym otoczeniu – najpierw w mediach, później już z pozycji zaplecza władzy. Ich wspólne działania, wpływy i interesy są dziś nie do rozdzielenia.

Wiem, co mówię – bo za próbę ujawnienia tych powiązań, ich korupcyjnego charakteru i mrocznej przeszłości Patrycji Koteckiej, zapłaciłem wysoką cenę. Zbigniew Ziobro, jako prokurator generalny, uruchomił aparat państwa przeciwko mnie i mojej rodzinie. Byłem nękany, ścigany, oczerniany – tylko dlatego, że mówiłem prawdę, którą wielu bało się nawet szeptać.

Jednym z kluczowych dowodów były zeznania świadka koronnego Piotra K., ps. „Broda”. Już w 2009 roku zeznał on przed prokuraturą, że Patrycja Kotecka miała bliskie relacje z warszawskim półświatkiem przestępczym. Jego słowa potwierdzały informacje, które docierały do mnie z różnych, niezależnych źródeł. Co więcej – sam Mariusz Kamiński, ówczesny koordynator służb specjalnych i dzisiejszy ważny polityk PiS, uznawał „Brodę” za wiarygodnego świadka.

Ustawianie przekazu i wpływ na media

To, co udało się Koteckiej osiągnąć w sferze wpływu medialnego, było niebywałe. Choć formalnie nie pełniła żadnej funkcji publicznej, potrafiła tak zarządzać przekazem, by w kluczowych momentach pojawiały się w mediach artykuły korzystne dla Ziobry i jego ugrupowania. Jednym z najbardziej wymownych przykładów był przypadek portalu WP.pl, gdzie publikowano teksty autorstwa fikcyjnych dziennikarzy – chwalące działalność resortu sprawiedliwości, podkreślające rzekome sukcesy ministra.

Z moich ustaleń wynika, że wiele z tych tekstów było konsultowanych bezpośrednio z Kotecką. W zamian portal miał otrzymywać reklamy od państwowych firm ubezpieczeniowych i instytucji kontrolowanych przez ministerstwo. Gdy prawda wyszła na jaw, naczelny redaktor Tomasz Machała został odsunięty. Zaprzeczał, jakoby kontaktował się z Kotecką, ale jego dymisja mówi sama za siebie. Ona natomiast milczała – żadnych komentarzy, żadnych wyjaśnień. Czysta taktyka milczenia – skuteczna, bo miała za sobą całe państwo.

Od modelki do strategicznego gracza

Zanim jednak stała się szarą eminencją przy Ziobrze, zaczynała jako modelka. Pozowała w kampaniach kosmetycznych i odzieżowych – nic nadzwyczajnego, ale też nic, co zapowiadałoby jej późniejszą pozycję. Równocześnie podjęła studia dziennikarskie. W 2001 roku trafiła do redakcji „Super Expressu”, później do „Życia Warszawy”, gdzie błyskawicznie zdobyła wpływy. Obsługiwała m.in. komisję śledczą ds. Rywina – tam po raz pierwszy zauważyła ją polityczna elita prawicy.

Jej obecność w komisjach sejmowych to nie był przypadek. Wkrótce zaczęła pojawiać się również w telewizji – jako dziennikarka interwencyjna. Ten styl, to podejście – zawsze twardo, zawsze konfrontacyjnie. Dla niektórych była bezkompromisowa, dla innych cyniczna i agresywna. Ale jedno było pewne – nie działała sama. Od samego początku miała silne zaplecze i kontakty sięgające głęboko w struktury zarówno polityczne, jak i pozaprawne.

Zawłaszczanie TVP i polityczne interwencje

Z czasem rola Koteckiej w mediach publicznych przestała mieć cokolwiek wspólnego z dziennikarstwem. Stała się funkcjonariuszką interesu politycznego – a jej metody były brutalne. Kiedy któryś z materiałów nie pasował do linii partii lub szkodził Zbigniewowi Ziobrze, natychmiast wkraczała i korygowała przekaz. W środowisku medialnym funkcjonowała nie jako redaktorka czy producentka, ale jako pełnoprawny cenzor polityczny.

Znam konkretny przykład – dzień, w którym do studia TVP3 zaproszono prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Komentował wtedy zatrzymanie Janusza Kaczmarka i komendanta policji Konrada Kornatowskiego. Ziobro podejrzewał ich o przeciek w operacji CBA wymierzonej w wicepremiera Andrzeja Leppera. Ćwiąkalski, jako prawnik, jasno powiedział: zatrzymanie było bezprawne. To wystarczyło.

Kotecka natychmiast zainterweniowała. W przerwie kazała wyrzucić Ćwiąkalskiego ze studia. I tak się stało – został wyproszony, bez słowa wyjaśnienia. Jeden z dziennikarzy TVP, skruszony, podszedł do niego i przeprosił. Powiedział wprost: „Dyrektor Kotecka trzy razy interweniowała, by natychmiast zdjąć pana z anteny”. To nie była już redakcja – to była komenda.

Sterowanie przekazem z tylnego fotela

Z czasem rola Koteckiej przekształciła się w coś znacznie większego. Została p.o. zastępcy dyrektora Agencji Informacji TVP – odpowiadała za „Wiadomości”, „Panoramę”, „Teleexpress”. W praktyce oznaczało to jedno: kontrolę nad tym, co wiedzą obywatele, a czego się nie dowiedzą.

Z jej polecenia nie emitowano materiałów krytycznych wobec PiS, ukrywano fakty niewygodne dla Ziobry, a w przypadku afer – sugerowano winnych zgodnych z partyjną narracją. Uważam, że była jednym z głównych architektów przekazu propagandowego tej formacji. Wiem to, bo sam – jako śledczy – próbowałem to obnażyć. Za co spotkała mnie fala represji.

Wkrótce przejdę do przedstawienia, jak ta sieć medialno-polityczna splatała się z gangiem mokotowskim i kim był naprawdę „Broda”, którego zeznania stanowią oś tej historii. Ale zanim to zrobię, przejdę do przeszłości Koteckiej – tej najtrudniejszej do obrony.

Zeznania Brody i powiązania z mafijnym światem

W mojej pracy śledczej wielokrotnie natrafiałem na zeznania Piotra K., pseudonim „Broda”. To nie był człowiek znikąd. W 2009 roku został świadkiem koronnym. Jego słowa doprowadziły do postawienia zarzutów dwudziestu osobom związanym z gangiem pruszkowskim – w tym samym „Wańce” i „Maliznie”, bossom tej grupy. Dziewięć z nich zostało prawomocnie skazanych.

Ale zeznania „Brody” wykraczały daleko poza znany schemat. Dotykały również wydarzeń z pogranicza polityki i zbrodni, w tym sprawy zabójstwa generała Marka Papały. W 2011 roku „Broda” zeznawał przed łódzką prokuraturą apelacyjną – choć już bez formalnego statusu świadka koronnego – twierdząc, że wykonawcami egzekucji byli płatni zabójcy z Rosji i Białorusi. Nie były to zeznania rzucane na wiatr. Sam ówczesny prokurator generalny Andrzej Seremet przyznał publicznie, że w jego słowach zawarte są „istotne informacje”.

To właśnie Broda wskazał, że Patrycja Kotecka nie była tylko biernym obserwatorem działań przestępczego półświatka. Według niego brała czynny udział w przekazywaniu informacji z zaplecza politycznego – w tym także z ministerstwa. Podobno była przekonana, że istnieją kompromitujące nagrania z jej udziałem. Opowiadał o porwaniu jej wraz ze Sławomirem J., znanym w środowisku jako „Bąbel”, i przewiezieniu do domu w Konstancinie – tam miała zostać zastraszona.

Tragedia komisarza Opali

Nie da się mówić o zeznaniach Brody, nie wspominając o tragedii komisarza Sławomira Opali. To jeden z tych przypadków, które na zawsze zapadają w pamięć. Broda oskarżył Opalę o związki z „Pruszkowem”. W konsekwencji komisarz został aresztowany i spędził dwa i pół roku w więzieniu. Kiedy wyszedł na wolność, próbował oczyścić swoje imię – bez skutku. W kwietniu 2019 roku odebrał sobie życie.

Nie wierzę, że był winny. Wierzę natomiast, że został wplątany w rozgrywkę, której celem było rozbicie resztek niezależności w organach ścigania i uciszenie tych, którzy mogli zagrozić układowi.

Broda zniknął z Polski około 2015 roku. Z moich ustaleń wynika, że przebywa na Ukrainie i stamtąd przekazuje informacje. Jest nieuchwytny. Ale jego zeznania wciąż krążą – i nadal są niewygodne dla ludzi takich jak Ziobro i jego otoczenie. A zwłaszcza dla Patrycji Koteckiej.

Porwanie i szantaż – według świadka koronnego

Zeznania Piotra K., pseudonim „Broda”, zawierają fragment, który z początku trudno było mi przyjąć za prawdziwy. Opisywał sytuację, w której – według niego – doszło do uprowadzenia Patrycji Koteckiej spod jej domu w Wilanowie. Jak twierdził, to była operacja obliczona na zastraszenie – nie brutalna, ale wyrachowana. Kotecka miała zostać zabrana w nocy jego samochodem nad rozlewiska w rejonie Konstancina. Tam, jak relacjonował, została postawiona pod psychiczną presją.

Broda opowiadał, że odtworzyli jej nagranie, na którym miała zlecać kompromitujące działania wobec innych osób. Według jego relacji, nagranie to zostało później zniszczone, ale Kotecka nigdy nie dowiedziała się, że już nie istnieje. Żyła z przeświadczeniem, że ktoś trzyma na nią hak – to wystarczyło, by ją kontrolować. On i jego współpracownik, „Bąbel”, wykorzystywali ten strach przez wiele miesięcy.

To fragment zeznań, który potwierdzają również inne źródła – billingowe ślady połączeń, informacje o lokalizacjach, a także same relacje osób z tzw. młodego „Pruszkowa”. Kotecka była przez nich uważana nie za ofiarę, ale za osobę, która sama wchodziła w układ z tym środowiskiem, dopóki nie poczuła się zagrożona.

Sieć wpływów i wzajemnych przysług

Według Brody Kotecka pełniła rolę łącznika – osoby, która wnosiła polityczną wartość do świata gangsterskiego, a jednocześnie wykorzystywała tamte kontakty do wzmacniania własnej pozycji. Miała dostarczać informacje z otoczenia resortu sprawiedliwości, z czasów, kiedy Ziobro był już ministrem. Wspominał o regularnych spotkaniach – w tym w kawiarni London Steak House – gdzie dochodziło do wymiany informacji, przekazywania nośników i dyskusji o wpływach. Mówił też o współudziale w zbieraniu kompromitujących materiałów na polityków, sędziów i dziennikarzy.

Z każdym kolejnym dokumentem, który analizowałem, stawało się dla mnie coraz bardziej oczywiste: to nie był margines działalności Koteckiej. To był jej rdzeń – to wokół tych układów budowała swoje wpływy. I właśnie dlatego jej przeszłość była tak pilnie ukrywana przez Ziobrę i jego zaplecze.

Zbieranie informacji z resortu – świadome działanie czy przymus?

Z materiałów, do których dotarłem, jasno wynika, że Kotecka była dla świata przestępczego użyteczna. Broda, działając w strukturach „młodego Pruszkowa”, chciał ją wykorzystać do zdobywania danych z resortu sprawiedliwości. Chodziło o konkretne informacje – notatki, dokumenty, podsłuchane rozmowy. Twierdził, że przekazał jej takie polecenia i że początkowo wyraziła zgodę.

W jednym z jego zeznań pada stwierdzenie, że spotkali się ponownie w 2006 roku, w kawiarni London Steak House przy Alejach Jerozolimskich w Warszawie. Tam rozmowa miała już inny przebieg. Kotecka była ostrożniejsza, bardziej zdystansowana. Dała do zrozumienia, że nie może dalej przekazywać informacji. Mimo to, jak mówił Broda, nie przestał próbować – a ich kontakt trwał nadal, przynajmniej telefonicznie. Billingi tych rozmów miały pozostać w dokumentacji operacyjnej.

Ten fragment pokazuje skalę rozgrywek, w które była uwikłana. Osobiście nie mam wątpliwości, że relacja między nią a środowiskiem gangsterskim nie zakończyła się na jednym epizodzie. To była współpraca – przynajmniej z ich punktu widzenia.

Związki z bossami młodego Pruszkowa

W 2010 roku Broda po raz kolejny wraca do tematu Koteckiej. Tym razem opowiada prokuratorowi o swojej współpracy z „młodym Pruszkowem” i jego liderem Adamem Danielakiem, ps. „Wańka”. Wspomina, że jeszcze siedząc w więzieniu, miał pewność, że kontakty z Kotecką są wykorzystywane przez jego środowisko do wpływania na decyzje i informacje w otoczeniu Ziobry.

Relacja ta, choć brzmi nieprawdopodobnie, była potwierdzana pośrednio przez inne źródła – osoby z kręgów prawniczych i dziennikarskich, które znały kulisy działań Koteckiej. Z ich relacji wynikało, że jej znajomości „z miasta” nie zanikły wraz z przeprowadzką do gabinetów ministerialnych. Raczej ewoluowały. Stare kontakty zaczęły służyć nowym celom.

Stare znajomości – nowe interesy

Podczas mojego śledztwa dotarłem do osób z dawnych lat Patrycji Koteckiej – ludzi z jej otoczenia z czasów liceum i studiów, ale też tych, którzy znali ją z pracy w klubach i barach, zanim wkroczyła w świat mediów i polityki. Ich relacje potwierdzały jeden wspólny motyw: Kotecka od zawsze szukała sposobu na szybki awans, niezależnie od reguł gry.

Znajomi z Wilanowa i Ursynowa wspominali o jej kontaktach z osobami, które już wtedy były powiązane z gangiem „Mokotów”. Padały pseudonimy takie jak „Bąbel”, „Małolat”, „Dax” – twarze dobrze znane warszawskiej policji. Nie były to przelotne znajomości, jak próbowała później przedstawiać jej otoczenie. To były regularne kontakty, które z czasem stały się fundamentem jej wpływów.

Z moich źródeł wynika, że jej powiązania z ludźmi „z miasta” utrzymywały się także po objęciu przez nią funkcji w TVP, a potem w strukturach okołopaństwowych. Dla wielu osób z otoczenia Koteckiej była pomostem – łącznikiem między światem przestępczym a środowiskiem politycznym, w którym miała dostęp do informacji, ludzi i wpływu.

Zacieranie śladów i kontrola przekazu

Kiedy historia z jej przeszłości zaczęła przedostawać się do opinii publicznej, natychmiast podejmowano działania, by je stłumić. Artykuły znikały z sieci. Niektóre media dostawały wyraźne sygnały, by nie poruszać tematu. Pojawiały się groźby pozwów, oskarżenia o naruszenie dóbr osobistych, a czasem po prostu propozycje finansowe – w zamian za milczenie.

Jednocześnie coraz mocniejszy był przekaz, że każda wzmianka o przeszłości Koteckiej to „atak na rodzinę”, „fałszywe oszczerstwa”, „kampania nienawiści”. To klasyczna technika odwracania narracji, którą znałem doskonale – bo sam padłem jej ofiarą. Gdy tylko zacząłem mówić o tych sprawach publicznie, Ziobro uruchomił przeciwko mnie cały aparat państwa. Dla nich prawda to był problem. A ja – zagrożeniem, które należało zniszczyć.

Milczenie Koteckiej i pytania bez odpowiedzi

W styczniu postanowiłem dać Koteckiej możliwość ustosunkowania się do zeznań „Brody” i innych źródeł. Wysłałem jej listę precyzyjnych pytań – bez uciekania się do ogólników. Zależało mi na jasności i konkretach. Pytałem o osoby, daty, miejsca i charakter relacji. Oto przykłady:

– Czy znała Pani osobę o pseudonimie „Dax”?
– Jaki był charakter relacji ze Sławomirem J., znanym jako „Bąbel”?
– Czy kiedykolwiek prosiła Pani o pomoc w sprawie związanej z lokalem gastronomicznym na Ursynowie?
– Czy miała Pani kontakt z Piotrem K., ps. „Broda”?
– Czy prawdą jest, że zlecała Pani porwanie lub pobicie kogokolwiek w ramach prywatnych rozliczeń?

Pytania były rzeczowe i konkretne. Dostała je 3 stycznia. Czekałem kilka dni – 7 stycznia przyszła odpowiedź. Krótka. Zwięzła. Bez żadnych odniesień do szczegółów. Brzmiała: „Nie mam nic wspólnego z przestępczością. Rozpowszechnianie tego typu informacji narusza moje dobra osobiste. Podejmę odpowiednie kroki prawne.”

Zapytałem ponownie, już tylko jednym zdaniem: „Czy to wszystko fake news?”. Odpisała: „Odpowiedź generalna = fake news.”

Dla mnie to nie była odpowiedź. To była ucieczka. A może przygotowana formuła, której używa się wtedy, gdy nie można powiedzieć prawdy, ale też nie da się już jej skutecznie ukryć. Żadnego odniesienia do nazwisk, żadnego prostowania faktów, żadnej polemiki z zeznaniami świadka koronnego. Tylko fraza – jakby z PR-owego podręcznika: „fake news”.

Zaciskanie kręgu wokół prawdy

Tymczasem fakty pozostają. Dokumenty, rozmowy, billingi, nagrania – wszystkie układają się w spójną całość. Przez lata budowano wokół Koteckiej barierę ochronną, nie tylko z politycznego PR-u, ale z realnego wpływu na instytucje państwowe, media, a także organy ścigania. W pewnym momencie system był już tak szczelny, że każda próba jego naruszenia groziła represją. I właśnie dlatego, że odważyłem się go naruszyć, Ziobro – jako prokurator generalny – sięgnął po pełnię swoich możliwości, by mnie uciszyć.

Kontratak aparatu państwowego

Po mojej publikacji nastała natychmiastowa reakcja. Nie tylko medialna, ale też systemowa. Prorządowe portale, które wcześniej milczały w sprawie Koteckiej, nagle zaczęły pisać o rzekomym „mafijnym ataku” na ministra Ziobrę. W tym samym czasie pojawiły się również informacje o „planowanym zamachu” – miał go rzekomo przygotować producent dopalaczy. Wszystko to miało stworzyć wrażenie, że minister i jego otoczenie są ofiarami szeroko zakrojonego spisku.

Teksty te miały jeden wspólny mianownik – za każdym razem dyskredytowano wiarygodność Piotra K. „Broda” został nazwany „notorycznym oszustem”, a jego wcześniejsze zasługi jako świadka koronnego nagle zniknęły z przekazu. W domyśle: skoro wypowiada się u mnie, Stonogi – to znaczy, że jest niewiarygodny.

Kulminacją była publikacja nagrania na moim kanale Facebookowym – 28 grudnia 2019 roku. Broda, w ostrym tonie, mówił o Koteckiej i laptopie Ziobry. Ujawnił, że po wyjściu z więzienia w 2005 roku miał od niej otrzymać dane właśnie z tego komputera. Twierdził, że były tam zapisy korespondencji, dokumenty, instrukcje. Nie pokazał jednak dowodów – nagranie miało charakter mocno emocjonalny, ale wywołało efekt lawiny.

Blokada, cenzura i zarzuty

Już dwa dni później, 30 grudnia, zadziałało Biuro do Walki z Cyberprzestępczością. Na zlecenie Komendy Głównej Policji zablokowano wszystkie strony i serwisy, na których opublikowano film z moim udziałem i wypowiedzią Brody. Film zniknął. Strony przestały działać. Zastosowano środki zarezerwowane zwykle dla poważnych zagrożeń państwa – a wszystko po to, by jeden materiał nie dotarł do opinii publicznej.

Ale na tym się nie skończyło. Prokuratura natychmiast wszczęła postępowanie wobec mnie. Zarzucono mi wpływanie na organy państwowe, groźby karalne i rzekome podżeganie do nienawiści. Zatrzymano mnie. Wnioskowano o areszt tymczasowy – sąd odmówił. Ale sprawa nadal się toczy. Dokumenty, które przedstawiłem, nie zostały zbadane, a materiał dowodowy – pominięty. Wszystko sprowadziło się do tego, by mnie uciszyć. Broda natomiast – pozostaje nietykalny. Od 2015 roku przebywa poza granicami Polski, prawdopodobnie na Ukrainie. Dla polskich służb nieosiągalny. Ale jego słowa nadal niosą konsekwencje – przede wszystkim dla mnie.

Laptop ministra i ostatnie ogniwo układu

Jednym z najbardziej kontrowersyjnych elementów tej układanki był laptop ministra Ziobry. Po objęciu władzy przez PO–PSL w 2007 roku pojawiły się pytania o dokumenty, dane i korespondencję elektroniczną, którą Ziobro jako minister sprawiedliwości generował i przechowywał. Ówczesny minister Ćwiąkalski zażądał jego zwrotu.

Sprzęt wrócił – ale w stanie zniszczonym. Ziobro tłumaczył, że został uszkodzony podczas przeprowadzki. Oficjalnie sprawa miała zostać zamknięta. Ale nie została. Wyszło na jaw, że z tego komputera korzystała również Patrycja Kotecka – i to w okresie, gdy nie pełniła żadnej funkcji państwowej.

Z dokumentów, które przeanalizowałem, wynika, że Kotecka miała na laptopie przygotowywać notatki do CBA. Nieoficjalne źródła mówiły także o sporządzaniu analiz i rekomendacji dotyczących przeciwników politycznych oraz o redagowaniu przekazów dla mediów. Pytanie, które mnie nie opuszczało: czy dane z tego urządzenia mogły trafić do ludzi „z miasta”? Broda twierdził, że tak. Że miały one trafić do niego – i że znał ich zawartość.

Jakkolwiek to brzmi, nie można tego wykluczyć. W systemie, który obserwowałem przez lata, wszystko było możliwe – zwłaszcza jeśli chodziło o interesy polityczne zabezpieczane przez ludzi mających dostęp zarówno do struktur władzy, jak i do metod działania mafii.

Próba domknięcia układu

Całość tych działań – medialnych, operacyjnych i sądowych – nie była przypadkowa. To była próba domknięcia układu. Układu, w którym dziennikarka z przeszłością, dziś żona ministra, miała wpływ na państwowe spółki, media, służby i wymiar sprawiedliwości. A każdy, kto próbował się temu przeciwstawić, musiał liczyć się z konsekwencjami – represjami, śledztwami, medialnym linczem.

Mnie spotkało to wszystko. Ale nie zamierzam milczeć. Bo prawda, choć niewygodna, jest jedynym orężem, jaki pozostał nam – obywatelom – wobec cynizmu i bezkarności ludzi władzy.

UdostępnijTweetWyślij

Komentarze 3

  1. Fotograf says:
    2 miesiące temu

    Krótko mówiąc: lubię tu być.Zatrzymałem się przy tym wpisie na dłużej. To podejście do tematu było rzadko spotykane – i dobrze. Widać, że ktoś tu nie tylko pisze, ale też dogłębnie przemyślał temat. Co skłoniło Cię do podjęcia właśnie tego tematu? Czy to był impuls, czy wynik dłuższych przemyśleń?

    Odpowiedz
  2. Nats says:
    2 miesiące temu

    Uwielbiam takie treści

    Odpowiedz
  3. Nats says:
    2 miesiące temu

    Bardzo przydatne wskazówki dla początkujących

    Odpowiedz

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeczytała/em Politykę Prywatności Polityka Prywatności.

GAZETA STONOGA - Oficjalna Strona

Telefon Interwencyjny: +48 576-950-650
Pomoc biznesowa: +48 577-777-693
z.stonoga@icloud.com

Social Media

Ostatnie publikacje

Emeryci stali w kolejce po emeryturę. Zostali zbombardowani.

Emeryci stali w kolejce po emeryturę. Zostali zbombardowani.

2025-09-09
CBA zatrzymało prezesa firmy z wielomiliardowymi kontraktami z państwem.

CBA zatrzymało prezesa firmy z wielomiliardowymi kontraktami z państwem.

2025-09-09
  • Publikacje
  • Kontakt
  • Polityka prywatności

© 2025 Gazeta Stonoga

Welcome Back!

Login to your account below

Forgotten Password?

Retrieve your password

Please enter your username or email address to reset your password.

Log In
Brak wyników
Zobacz wszystkie wyniki
  • Strona Główna
  • Wasze sprawy
  • Moje Śledztwa
  • Publikacje
  • Sport

© 2025 Gazeta Stonoga

Ta strona korzysta z plików cookies. Kontynuując korzystanie z tej witryny, wyrażasz zgodę na używanie plików cookie. Odwiedź Politykę prywatności..