Skandal związany z Jeffreyem Epsteinem ponownie wstrząsa amerykańską sceną polityczną — i to po obu stronach. Afera, która miała być obciążeniem dla przeciwników, zaczyna uderzać zarówno w środowisko liberalne, jak i konserwatywne. Lista osób powiązanych z wpływowym finansistą, od lat uwikłanym w poważne przestępstwa seksualne, wciąż się wydłuża, a nowe doniesienia komplikują sytuację wielu polityków.
Donald Trump i jego zwolennicy z ruchu MAGA, którzy w kampanii wyborczej starali się przedstawić sprawę Epsteina jako przykład rzekomego spisku elit sprzyjających Demokratom, sami znaleźli się w trudnym położeniu. Kolejne fakty ujawniane przez media sprawiają, że narracja ta zaczyna działać przeciwko nim.
Cała sytuacja pokazuje, jak ryzykowne może być wykorzystywanie teorii spiskowych w polityce. Prędzej czy później mogą one obrócić się przeciwko tym, którzy je rozpowszechniają.
Od początku wielu komentatorów zwracało uwagę, że wchodzenie w temat Epsteina przez Republikanów z MAGA jest ryzykowne — wystarczy bowiem szybkie sprawdzenie publicznych źródeł, aby natrafić na informacje o dawnych relacjach towarzyskich między Epsteinem a Trumpem. Obaj byli znani z otaczania się dużo młodszymi kobietami, co dodatkowo komplikowało sytuację byłego prezydenta.
Mimo to zwolennicy Trumpa nie zrezygnowali z narracji uderzającej w Demokratów. Twierdzili, że administracja Bidena miała ukrywać dokumenty dotyczące kontaktów prominentnych polityków tej partii z Epsteinem. Ten przez lata prowadził sieć nadużyć z udziałem młodych kobiet, często w trudnej sytuacji życiowej i zależnych od niego.
Trump zapędzony w róg a sprawa zatacza koło
Po zmianie administracji w Waszyngtonie to Demokraci zaczęli naciskać na ujawnienie dokumentów dotyczących Jeffreya Epsteina, licząc, że obciążą one Donalda Trumpa. Republikanie nie mogli już wycofać się z tematu, ponieważ sami przez lata domagali się pełnej jawności. W efekcie zwolennicy MAGA znaleźli się w pułapce, którą wcześniej zastawili na swoich politycznych przeciwników.
W dokumentach faktycznie pojawiły się treści niewygodne dla Trumpa. Demokraci ujawnili m.in. e-mail Epsteina z 2019 r. do dziennikarza Michaela Wolffa, w którym pisał: „Oczywiście, że wiedział o dziewczynach”. Rok wcześniej Epstein zwierzał się byłej doradczyni Baracka Obamy, że „doskonale zna brudy Donalda”. W rozmowach z reporterem „New York Timesa” w 2015 r. opowiadał, jak podczas wizyty w jego posiadłości Trump miał tak zapatrzyć się na młode kobiety kąpiące się w basenie, że wszedł prosto w szklane drzwi.
Ruch MAGA z entuzjazmem podchwycił sprawę Epsteina, bo pasowała do narracji o spisku elit – historii, która idealnie trafiała w antyestablishmentowe emocje wyborców Trumpa. Problem w tym, że sam Trump od dekad jest częścią tego establishmentu. I to ponownie wyszło na jaw.
Choć tym razem nie ma mowy o wielkiej konspiracji, ujawniane materiały odsłaniają obraz moralnie zepsutej elity – finansowej i politycznej – przekonanej, że stoi ponad prawem. Epstein, jako wpływowy miliarder, przyciągał ludzi o dużych ambicjach i szerokich koneksjach. Wielu z nich liczyło, że kontakt z nim otworzy im drogę do kolejnych możliwości, ignorując jego mroczną reputację.
Właśnie dlatego w latach 90. pierwsze zarzuty o przestępstwa seksualne wobec nieletnich nie doprowadziły do poważnych konsekwencji. Nawet po wyroku z 2008 r., kiedy skazano go za molestowanie 14-latki, Epstein uniknął surowej kary – miał pieniądze, wpływy i najlepszych prawników.
Nie oznacza to oczywiście, że każdy, kto pojawiał się w jego otoczeniu, jest winny. Zaskakujące jest jednak, jak wiele ważnych postaci – z lewej i prawej strony – utrzymywało z nim relacje nawet po pierwszym wyroku. Jakby przestępstwa seksualne wobec nieletnich dało się zbagatelizować.
Wśród tych nazwisk pojawiają się: Noam Chomsky, idol radykalnej lewicy; Lawrence Summers, były sekretarz skarbu w administracji Billa Clintona; Steve Bannon, jedna z głównych postaci MAGA; prawicowy inwestor Peter Thiel; a także Elon Musk. Summers w jednym z e-maili pytał Epsteina: „Jak wygląda życie w kręgach lukratywnych i kontrowersyjnych?”, choć sam już wtedy miał świadomość jego złej reputacji.
Cały skandal szkodzi Ameryce, bo wzmacnia poczucie, że elity są bezkarne i funkcjonują w świecie, którego zwykli obywatele nie mają prawa dotknąć. To gniew, który od lat napędza zarówno ruch MAGA, jak i populistów po lewej stronie.
Dlatego decyzja Kongresu o upublicznieniu dokumentów była konieczna. Tylko pełna jawność pozwala na realne rozliczenie historii Epsteina — poza partyjnymi podziałami i politycznymi interesami.





